Rozdział Dwudziesty Piąty

117 8 5
                                    

Jesienna Róża

Fallon! Chodzi o tę przepowiednię! Tę, na której spełnienie wszyscy tak czekaliśmy. Jeśli się ziści, wszystko może znów być dobrze. Dlaczego się nie cieszysz?

Jego umysł jak zwykle wypełniony był błękitem nieba, ale tym razem każda ze skrzyń była zaryglowana. Powitał mnie myślowy odpowiednik wzruszenia ramionami.

„Oni" musiało oznaczać twoją rodzinę. No bo kogo innego? Oni mają znaleźć niedługo Pierwszą Bohaterkę. O niczym nie słyszałeś?

Był poza zasięgiem mojego wzroku. Dosiadał właśnie swojej młodej, szczupłej klaczy, którą z czułością nazywał Czarną Pięknością. Bryknęła lekko naprzód, zarzucając grzywą, a ja usłyszałam zaraz w głowie podszyty drwiną głos księcia.

– Co za pomysł! W życiu nie podzieliliby się ze mną takimi informacjami. Jestem na to za młody, wiesz przecież.

– Mam nadzieję, że widziałam rzeczywistość, a nie tylko sen Camili.

– Wkrótce się tego dowiesz. Ciotka poleciała prosto na spotkanie z moim ojcem.

Skończyłam siodłać cętkowaną klacz o imieniu Infanta, którą zawsze pożyczałam na przejażdżki. Dałam jej teraz spokojnie napić się wody, a sama sięgnęłam po rękawiczki jeździeckie i weszłam między stajenne boksy, żeby odszukać księcia. Po chwili stanęłam obok niego i nerwowo oparłam dłoń w rękawiczce na drzwiach jednego z boksów.

Jeśli chodzi o wczorajszą noc...

Sam naciągnął na dłonie rękawiczki, po czym spojrzał mi w oczy i westchnął.

– Mówiłem ci. Będę czekał.

– Ale czy to wystarczy?

Zrobił krok naprzód i położył mi dłoń na policzku. Zamknęłam oczy. Pozwoliłam, by przez chwilę aksamit rękawiczki ogrzewał moją osmaganą wiatrem twarz. Książę nic nie powiedział. Nie musiał. Zsunął dłoń z mojego policzka, wziął do ręki wodze i wyprowadził konia ze stajni. Na zewnątrz czekali już na nas przyjaciele.

Dzięki Jo, Alfiemu i Lisbeth wszyscy ci, którzy nie potrafili jeździć, a nie mieli zaufania do ekspresowego kursu „Jeździectwo w weekend z Alfiem", dostali jeźdźca opiekuna. Drobniutka Tee miała jechać ze mną. Gdy zajęłam już miejsce w siodle, Fallon podsadził ją na grzbiet mojej klaczy.

Była tak lekka, że prawdopodobnie udałoby mu się to zrobić nawet jedną ręką. Jeszcze kilka kojących słów w języku Mędrców wyszeptanych do ucha Infanty i ruszyłyśmy kłusem w kierunku północnej bramy. Jak zawsze strzegący nas Athanowie wybiegli do przodu i po chwili straciliśmy ich z oczu. 

Babcia uczyła mnie, żeby zwracać uwagę, jak mężczyzna traktuje zwierzęta. Fallon ze swoimi obchodził się wspaniale, więc na pewno uznałaby go za dobrego człowieka. Odrzuciłam włosy na plecy i obejrzałam się na księcia. Widać było, że napięcie, które widziałam u niego w stajni, z każdą chwilą ustępuje. Pogłaskał po grzbiecie swoją klacz i uśmiechnął się lekko, a po chwili przyspieszył do galopu, żeby nas dogonić.

Pęd powietrza był coraz mocniejszy. Mimo że miałam na sobie grubą kurtkę, zjeżyły mi się włoski na rękach. Zbliżaliśmy się do granicy osłony. Poczułam, jak wzdraga się siedząca za mną Tee.

– Czujesz? – spytałam cicho. Jej ucho znajdowało się akurat na wysokości mojego ramienia. Gdy skinęła twierdząco głową, zdziwiłam się. Nie sądziłam, że ludzie są w stanie wyczuć magię.

Jeśli pogoda się utrzyma, chcieliśmy zabrać naszych gości (moje szkolne przyjaciółki, Jo i kilkoro znajomych Fallona z jego rocznika) daleko w górę wrzosowiska. Roztaczał się stamtąd przepiękny widok, a poza tym mielibyśmy tam szansę uwolnić się od lęku i goryczy, które przyniosła moja ostatnia wizja. Licząc na spokojne, przyjemne popołudnie, wyjechaliśmy z posesji. Fallon poprowadził nas poza granice osłon ścieżką wijącą się ku skalistym wzgórzom. Posuwaliśmy się przez równinę suchych krzewów i traw. Całkiem inny świat: nie było tu innych barw niż szarość granitu i mdłe, przygaszone zielenie i brązy. Pomiędzy większymi kępami trawy słoniowej utorowały sobie drogę niewielkie strumyki. Powietrze pachniało zgnilizną. Razem z Fallonem jechałam z przodu i przewodziłam pozostałym. Nie mogłam się już doczekać, aż dotrzemy wyżej, na ładne, świeże tereny.

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now