Rozdział Trzynasty

132 12 0
                                    

Jesienna Róża

Rodzice byli w domu, tak więc nici z symulowania choroby. Czujne oczy mojej matki wychwytywały każdą poszlakę niepasującą do objawów przeziębienia. Katar, który w cudowny sposób zniknął, akurat gdy w poprzedni weekend szłam do pracy, a równy tydzień później powrócił – taka choroba nie była ani trochę wiarygodna. Dlatego też następnego dnia zerwałam się bladym świtem i znalazłam się w szkole jednocześnie z otwierającymi drzwi woźnymi. Słońce nie wspięło się jeszcze dość wysoko, by ogrzać ławkę, na której przysiadłam. Wyciągnęłam więc palce stóp poza linię cienia, pozwalając nogom ogrzać się w cieplejszych z każdą chwilą promieniach. Słońce wschodziło coraz wyżej. Już po chwili jego ciepło dotarło na wysokość mojej spódniczki. Zsunęłam się nieco niżej, głowę kładąc na oparciu. Zamknęłam oczy. Książę nie pojawi się tu przez jeszcze co najmniej dwadzieścia minut. Autobusy podjadą dopiero za pół godziny.

Dlaczego wyciągnął to akurat wczoraj? Czułam się z tym nieswojo. Bardzo. Wpuściłam intruza w intymne zakamarki mojego umysłu. I choć on z pewnością nie podzielał mojego zdania, to w rzeczywistości byliśmy sobie obcy. To, że w dzieciństwie bawiliśmy się, razem przeczekując długie godziny balów, nie czyniło nas przyjaciółmi. Nie pamiętałam nawet zbyt dobrze wizyt na dworze sprzed moich dwunastych urodzin. Poza tym nie byłam jedynym dzieckiem wysokiego rodu, które tam się pojawiało – były nas dziesiątki. A jednak zaledwie po dwóch tygodniach książę wiedział już o rzeczach, których nie wyjawiłam żadnemu człowiekowi w Kable. Jak to się dzieje?

Przywołałam na dłoń kroplę wody wielkości ziarna grochu. Nienaruszona zsunęła się po wierzchu mojej ręki aż do nadgarstka. Kojące uczucie. Był to trik, który wykorzystywała moja babcia. Kiedy pierwszy raz zamieszkałam u niej, używała tej sztuczki, by ukołysać mnie do snu. Poczułam, że słońce przysłoniły chmury. Niechętnie otworzyłam oczy, a przez głowę przebiegła mi myśl, że warto by się gdzieś ukryć do chwili zbiórki w sali wychowawczej. Mrugnęłam kilka razy. Kropla wody rozprysła się, a ja skoczyłam na równe nogi. Tuż obok, opierając się o sąsiednią ławkę, stał książę. Gdy nasze spojrzenia się spotkały, z jego ust zniknęła resztka uśmiechu. Odezwał się zaraz przepraszająco, jak ktoś przyłapany na gorącym uczynku.

Powitałam go ostrożnym dygnięciem, nie bardzo wiedząc, jak właściwie mam się zachować.

– Nie trzeba – wymamrotał. – Po prostu tego nie rób.

Zamiast stanąć z powrotem prosto, opadłam na ławkę. Usiadł obok mnie.

– Powiedz, że byś tego nie zrobiła – zaczął niemal szeptem.

Wzruszyłam ramionami.

– Rozmawiałaś z kimś o tym? Byłaś na terapii?

– Bezpośrednio po jej śmierci. Nie pomogło.

– Nie można tego zostawić tak, jak jest. Zobacz, co się stało wczoraj.

Przez chwilę nie odpowiadałam. Oparłam łokcie na udach i pochyliłam się do przodu tak, by go nie widzieć.

– Słyszałeś o czymś takim jak negatywne przetrwanie? – Uznałam jego milczenie za odpowiedź i kontynuowałam: – Czasem jest tak, że pewne sprawy i emocje uważane za złe są jedynym, co pozwala człowiekowi nie dać się i przetrwać.

Zerknęłam na niego przelotnie i zauważyłam, że kręci głową.

– Jak możesz pozwalać, żeby to wciąż wpływało na twoje zachowania? Dlaczego zamiast oglądać się za siebie, nie zaczniesz patrzeć w przyszłość?

Mroczna Bohaterka x CamrenWhere stories live. Discover now