19.1.

88 16 63
                                    

Rozdział 19 dzielimy na dwa, bo wyszedł strasznie długi, więc enjoy.

***

Dwa dni później, dom wyglądał już w miarę przyzwoicie. Co prawda sprzątanie wszystkiego zajęło mi naprawdę sporo czasu, bo ani nie miałam na to siły, ani ochoty. Ostatnie wydarzenia spowodowały, że byłam przytłoczona w zasadzie wszystkim.

Tata w szpitalu, dalej nieprzytomny, Joshua, który cały czas próbował się do mnie dodzwonić i do tego jeszcze planowanie imprezy dla niego. Najchętniej rzuciłabym to wszystko w cholerę. Tylko że nie mogłam.

Zbliżała się szesnasta, więc ekipa miała za chwilę się pojawić. Wcześniej jeszcze pomalowałam się delikatnie, wyprostowałam włosy i włożyłam białą sukienkę na cienkich ramiączkach, która miała kwadratowy dekolt. Nic wymyślnego, ale przynajmniej wyglądałam jak człowiek. Poza tym na zewnątrz było strasznie ciepło, więc więcej warstw nie miałoby sensu.

I tak na imprezie mają być sami znajomi. Nikt przed kim mogłabym się popisać. A już na pewno nie przed Joshuą. Podejrzewam, że reszta też będzie ubrana na luzie, a tym bardziej solenizant, który dalej myśli, że przychodzi pomagać mi z noszeniem kartonów.

Stałam właśnie w kuchni, pijąc szklankę wody, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Z cichym westchnięciem, odstawiłam naczynie do zlewu i skierowałam się do wyjścia.

Chwilę później naciskałam już klamkę, a przed oczami pojawia mi się grupa przyjaciół. Ustaliliśmy, że na razie przyjdą jedynie Coop, Maya, Jenn, Alex, Myles, Cayden, David i Sophie. A Brandon, Vicki, Miley, Amy, Zack i dziewczyna Sophie – Tanika mieli do nas zawitać zaraz przed osiemnastą, chwilę przed Joshuą.

Teraz mieliśmy dwie godziny na ogarnięcie domu tak, aby nadawał się na imprezę. Co do prezentu, wspólnie złożyliśmy na bilety na mecz Atlanta Hawks z NBA, którzy miał odbyć się za niedługo. Wiedziałam, że zielonooki ubóstwiał ten zespół.

Ja za to, jakiś czas temu kupiłam zielonookiemu czarną bransoletkę, zaplecioną z rzemyków, której zapięciem były litery H i J, tworząc całość. Była ona robiona specjalnie na zamówienie i wiedziałam, że będzie idealna. Pasowała do jego osoby, dodając tego czegoś i czułam, że mu się spodoba.

Teraz jednak zastanawiałam się, czy był sens mu ją w ogóle dawać. Po ostatnich wydarzeniach nie wydawała się już taka specjalna. Ciekawe, ile jego panienek też robiło mu takie prezenty.

Prychnęłam pod nosem na tę myśl.

Wyrywając się z chwilowego zawieszenia, spojrzałam na twarze moich przyjaciół, po czym zaprosiłam ich do środka. Z każdym po kolei się przywitałam i zamknęłam za nimi drzwi.

— Jak się trzymasz, kochanie? — zapytała Maya, przytulając mnie mocno.

— Bywało lepiej. — Uśmiechnęłam się słabo. — Tata jest dalej nieprzytomny, ale przynajmniej jego stan jest stabilny — westchnęłam.

— A jak tam z... — zaczęła dziewczyna, ale momentalnie jej przerwałam.

— Podarujmy sobie na razie ten temat. — Pokręciłam głową. — Mamy dużo do zrobienia, a gadanie nic nie da — odparłam, a Maya jedynie skinęła głową na znak zgody. — A teraz moi drodzy — zwróciłam się do reszty. — Czas zabrać się za pracę, jak dobre pszczółki przystało — powiedziałam, lekko śmiejąc się pod nosem, wiedząc, jak bardzo źle to brzmi.

— Błagam, nie mów tego nigdy więcej — jęknął Myles, a reszta mu przytaknęła.

— No to już, impreza sama się nie zrobi. — Zaklaskałam w dłonie, kierując się do kuchni, gdzie Sophie z Jenn wyciągały alkohol z siatek.

Nigdy nie będę twoja [ZAWIESZONE/W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz