21.

99 14 24
                                    

Następnego dnia spałam do południa. Zaraz po misji padłam do łóżka i niemalże od razu zasnęłam. Mimo że po mojej głowie krążyło pełno myśli związanych z moim ojcem, chłoptasiem w szpitalu, jak to określił Ralph, i z wczorajszą wycieczką po magazynach. Udało mi się wyciszyć całkowicie i po prostu pójść spać.

Teraz kiedy siedziałam na łóżku i spoglądałam przez okno, myśli wróciły. Westchnęłam pod nosem i przeczesałam włosy. W domu było tak cicho. Tak pusto.

Pocieszał mnie fakt, że mogłam już dzisiaj zobaczyć tatę. Miałam nadzieję, że już dobrze się czuł i będzie tylko lepiej. Wszystko się sypało i miałam nadzieję, że chociaż ta jedna rzecz się wyklaruje.

Musiałam jeszcze zadzwonić do Joshuy. Chciałam upewnić się, że nic mu nie jest. Podejrzewałam, że gdyby faktycznie trafił do szpitala, już bym o tym wiedziała. Czy to od Coopera, czy od Mayi, czy jeszcze od kogoś innego.

Tylko jak nie on, to kto?

Ralph widział mnie w jego bluzie, widział ślady na mojej szyi po tym, jak spędziłam z nim noc. Ale byłam ostrożna. Nie spotykałam się z nim poza uczelnią, nie byłam na widoku. Raz pojechaliśmy nad ocean. Był w moim domu na imprezie. Byliśmy w klubie. Jednak zawsze był ktoś jeszcze z nami. Nigdy nie byliśmy sam na sam. No, chyba że Ralph założył mi jakiś pieprzony podsłuch, i już o wszystkim wiedział.

Na samą myśl, przeszły mnie ciarki. Nie. Podsłuch nie wchodził w grę.

Tylko z kim ja byłam sam na sam, żeby blondyn miał jakieś podejrzenia. Chyba że widział mnie pod uczelnią z Dylanem Spencerem. Tylko że się kłóciliśmy. Gołym okiem dało się zauważyć, że się nie lubimy. A poza tym, wątpię, żeby Ralph pobił własną rodzinę, jak się ostatnio dowiedziałam, że nią byli. Chociaż on był zdolny do wszystkiego.

No właśnie, zostawał jeszcze kwestia Spencera. Tyle się ostatnio działo, że ten istotny szczegół wyleciał mi z głowy. Ralph i chłopak byli ze sobą spokrewnieni. Nagle nasza relacja i nasz związek nabrały więcej sensu. Nie chciało mi się wierzyć, że to, że byliśmy razem, było przypadkiem. Już nie. Musiałam to z nim wyjaśnić.

Słońce nagle mocniej zaświeciło przez okno, powodując, że szybciej zamrugałam i wyrwałam się z zamyślenia. Spojrzałam na nakastlik obok łóżka, na którym leżał mój telefon. Przygryzłam lekko wargę i po chwili debatowania, sięgnęłam po niego i zanim zdążyłam się rozmyślić, wybrałam numer do Joshuy.

Chłopak odebrał po kilku sygnałach.

— Halo? — usłyszałam po drugiej stronie telefonu zachrypnięty głos bruneta.

— Hej — odpowiedziałam cicho, wypuszczając powietrze, które nieświadomie wstrzymałam.

— Co tam, Rodriguez? — zapytał rozluźnionym głosem, a ja zaczęłam bawić się moją bluzką.

Teraz albo nigdy, Hazel.

Myślałam jeszcze chwilę, jak zacząć temat. Jak zapytać, czy nic mu się nie stało. Nie musząc przy tym zdradzać powodu mojego telefonu.

To wszystko było tak skomplikowane.

— Chciałam się tylko zapytać, czy wszystko w porządku? — zapytałam niepewnie.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Słyszałam tylko miarowe oddechy chłopaka, na przemian z dźwiękiem przesuwanej pościeli.

— Tak, raczej tak — odparł niepewnie, a mi od razu spadł kamień z serca. — Hazel, czy coś się stało? Wybacz, że nie zadzwoniłem wcześniej — dodał szybko. — Cholera jasna, powinienem był zadzwonić, najlepiej zaraz po imprezie — mamrotał teraz pod nosem, bardziej do siebie niż do mnie. — Hazel, od razu mówię, że to nie tak jak myślisz, wcale cię nie unikam, po prostu nie wiedziałem, czy chcesz ze mną rozmawiać, czy chcesz chwili dla siebie, ja... — zaczął się tłumaczyć, ewidentnie zestresowany, ale postanowiłam mu przerwać, żeby ukrócić jego niepewność.

Nigdy nie będę twoja [ZAWIESZONE/W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz