3.

248 38 107
                                    

Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w wiadomość zamglonym wzrokiem.

Czego on chciał?

Zerwaliśmy kontakt dwa miesiące temu. Nie miał powodu, żeby do mnie pisać. Jasno dałam mu do zrozumienia, że nie chcę mieć z nim nic wspólnego i między nami wszystko skończone. Mam mu teraz odpisać? Zignorować wiadomość?

Z moich przemyśleń wyrwał mnie głos Mayi.

— Hazel, wszystko w porządku? Cooper i reszta już ruszyli, za chwilę ich nie dogonimy. — Spojrzała na mnie.

Czy było u mnie w porządku? Nie. Od dawna nic nie było dobrze i coś czuję, że teraz może być gorzej.

— Tak, już jedziemy. — Nawet nie popatrzyłam na moją przyjaciółkę, tylko schowałam telefon i odpaliłam silnik. Uznałam, że później zajmę się Dylanem.

***

I tak oto od jakichś dwudziestu minut jechaliśmy do jakiegoś przypadkowego baru, a ja miałam ochotę zawrócić, wejść pod kołdrę i o niczym już nie myśleć.

Jakie to przykre, że nie można robić wszystkiego, czego się chce.

Widząc auto Coopera powoli zatrzymujące się pod szarym budynkiem, domyśliłam się, że już dotarliśmy na miejsce. Zaparkowałam na końcu parkingu i zgasiłam silnik. Razem z Mayą wysiadłyśmy z auta i przyjrzałyśmy się miejscu, do którego miałyśmy wejść.

Na ścianach widoczny był odpadający, szary tynk. Gdzieniegdzie znajdowało się kolorowe graffiti oraz naklejki z różnymi napisami. Jednak to, co przykuło moją uwagę, to ogromny, neonowy napis „Home of sins".

Ciekawa nazwa.

Całe to miejsce roztaczało jakąś dziwną i niepokojącą aurę, a nawet nie weszliśmy do środka. Niepewnym krokiem podeszłyśmy do reszty, która na nas czekała przed wejściem.

— Rodriguez! Dowell! Co wam tak miny zrzedły, co? — usłyszałam rozbawiony głos Coopera.

— Wydaje ci się — mruknęłam pod nosem. Nie chciałam pokazać, że na widok tego miejsca wyszła mi gęsia skórka.

— Nie byłam tu wcześniej — powiedziała Maya. — Nawet nie słyszałam o tym barze — dodała podejrzliwie.

— Nie jest zbyt popularny. Tylko miejscowi o nim wiedzą, co nie Josh? — Cooper mrugnął do chłopaka.

— Ta... — burknął. Nie wyglądał na skorego do rozmowy. Jakby to miejsce odebrało mu cały dobry humor sprzed dwudziestu minut.

— Dobra, nie ma co tak stać. Chodźcie do środka. — Niezręczną ciszę przerwała nagle Jennifer. — Dziewczyny wyglądają, jakby za chwilę miały wsiąść do auta i nigdy tu nie wracać — zaśmiała się.

— Chyba faktycznie tak powinnyśmy zrobić — powiedziałam na tyle cicho, aby tylko Maya mnie usłyszała. Na te słowa, moja przyjaciółka przewróciła tylko oczami i pociągnęła mnie w stronę drzwi.

— Jennifer ma rację, chodźmy już na to piwo. — Maya sprawnie zakończyła naszą wymianę zdań.

Zgodnie wszyscy ruszyliśmy do drzwi. Cooper wszedł pierwszy, twierdząc, że jest tu stałym bywalcem. Za nim podążyły Jennifer z Maya, które zaczęły rozmowę na jakiś przypadkowy temat. Cały pochód zamykałam ja i Joshua. Co jakiś czas zerkałam na chłopaka, aby upewnić się, czy wszystko jest w porządku. Po rozmowie z Cooperem, wyglądał, jakby chciał wyjść.

Zupełnie jak ja.

Cicho parsknęłam pod nosem na tę myśl. Mogłabym teraz być spokojnie w domu. Ku mojemu niezadowoleniu, chłopak to usłyszał i posłał mi pytające spojrzenie.

Nigdy nie będę twoja [ZAWIESZONE/W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz