14.

127 19 36
                                    

Piątek na uczelni upłynął zadziwiająco szybko i miałam dobry humor przez cały dzień. Czułam, że takie nastawienie mocno przełoży się na weekend, który zapowiadał się świetnie. Miałam spędzić go z dziewczynami, robiąc typowo babskie rzeczy.

Z moich przemyśleń, wyrwał mnie nagły śmiech Coopera. Wzdrygnęłam się nieznacznie, po czym ponownie skupiłam się na rozmowie, która trwała między resztą moich znajomych.

Wciąż omawiali, jakie przedmioty zostały im do zaliczenia. Nie chciałam tego dłużej słuchać, bo był piątek i było dużo więcej ciekawszych rzeczy do rozmowy.

Stwierdziłam, że jeśli pogaduszki mnie nie dotyczą, to nikt nie wymagał ode mnie brania w nich udziału. Napisałam więc do Luke'a, co z moim samochodem. Nie ukrywam, że wpychanie się do czyichś aut, żeby wozili moją szanowną osobę, było uciążliwe po jakimś czasie.

Po kilku minutach dostałam odpowiedź, w której Luke napisał, że do końca następnego tygodnia powinnam mieć garbusa z powrotem. Odpisałam mu, że dziękuję za informacje, gdyż trochę się martwiłam i nagle poczułam, jak ktoś przerzuca rękę na moje ramiona i nieznacznie przyciąga do siebie.

— A tobie co zostało, Hazie? — zapytał szarooki, a do mnie w pierwszej kolejności nie dotarł sens pytania. Po chwili jednak coś zaskoczyło i przypomniałam sobie ich rozmowę o zaliczeniach.

— Historia mediów u Collinsa — odpowiedziałam. — Chyba będę zdawać w poniedziałek.

— Podobno ostatnie zajęcia u niego przespałaś, więc powodzenia. Wiesz, że on nie znosi, kiedy ktoś go nie słucha i śpi — dodał Coop i wolną ręką zaczął głaskać mnie po głowie. Uniosłam jedną brew i popatrzyłam na resztę, która starała się nie zaśmiać z chłopaka.

— Wiem o tym doskonale — powiedziałam, odciągając jego ręce z mojej twarzy i ramion. Cooper odsunął się ode mnie, udając oburzonego i zwrócił się w kierunku blondynki, którą momentalnie objął w talii.

— Dobra to ja i Jenny jedziemy, bo zabieracie mi ją na cały weekend — mówiąc to, popatrzył wymownie na Dowell i mnie, po czym pocałował niebieskooką w policzek. — I zostaje mi, spędzić go z nim — dodał i pokazał palcem na bruneta.

— Matko, uraziłeś mnie — powiedział Davis i złapał się za serce. —  A miałem przyrządzić romantyczną kolację.

— Nie umiesz gotować — zauważyłam, a widząc ostre spojrzenie Joshuy, próbowałam to sprostować. — Znaczy, nie tak dobrze, jak...

— Mów za siebie, Rodriguez. Naleśniki to nie wyczyn — przerwał mi i założył ręce na swoim torsie.

— Odczep się, dobrze? — odparowałam, ale nie mogłam powstrzymać swoich ust przed szczerym uśmiechem, który chłopak odwzajemnił.

— Dobra, gołąbeczki, nie będziemy wam przeszkadzać.

— Nie nazywaj nas tak — wymamrotałam pod nosem.

— To, do zobaczenia, kiedyś tam — pożegnał się Cooper i poszedł w kierunku swojego samochodu. Jennifer podeszła do każdego z nas i pożegnała się buziakiem w policzek, po czym poszła tam, gdzie czekał szarooki.

— No to ja też się będę zbierać — powiedziała Maya. — Widzimy się jutro, Rodriguez — dodała i pocałowała mnie w policzek, po czym przytuliła się do Davisa i odeszła, patrząc na swój telefon półuśmieszkiem. 

O co chodzi? 

Zdziwiona patrzyłam na oddalającą się sylwetkę dziewczyny i zastanawiałam się, czemu się tak zachowywała. Co prawda od ponad dwóch tygodni szczerzyła się do telefonu jak nienormalna, średnio co minutę, więc było oczywiste, że pisze z jakimś kolesiem.

Nigdy nie będę twoja [ZAWIESZONE/W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz