PROLOG

499 57 51
                                    

Oddychaj...

Wdech i wydech. 

Po prostu o tym nie myśl. Nie robisz tego z własnej woli. Pamiętaj, że to nie ty.

To nie ty tu jesteś potworem.

Nie jesteś tą złą...

To były jedyne myśli, jakie krążyły teraz w mojej głowie. Ostatni raz rozglądnęłam się po małym pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Wzięłam jeszcze jeden głęboki wdech i popatrzyłam z góry na mężczyznę, którego trzymało dwóch ludzi mojego szefa. Próbowałam unikać wnikliwego kontaktu wzrokowego, bo tak bardzo nie chciałam patrzeć w jego oczy, chciałam to już mieć za sobą.

— Błagam, nie zabijajcie mnie — powiedział żałośnie mężczyzna. Widać było, jak bardzo trząsł się ze strachu.

— A kto tu mówił coś o zabijaniu? — powiedział Paul i złapał mocniej za jego ramię. — Im szybciej to załatwimy, tym mniej będzie bolało — dodał z wielką satysfakcją i spojrzał w oczy mężczyźnie, wysyłając przy tym szyderczy uśmiech w jego stronę.

— Młoda zrób to szybko i będzie po sprawie — powiedział Damien, a ja nic nie odpowiedziałam, tylko uniosłam jedną brew i popatrzyłam na niego wyzywająco. — Przepraszam, księżniczko. — Uniósł jedną rękę w obronnym geście i dodał: — w końcu to twoje zlecenie — mówiąc to, zgiął się w pasie w parodii ukłonu i mrugnął do mnie. Przewróciłam na to stwierdzenie oczami.

Bardzo dobrze wiesz, jakbym chciała, żeby nie było.

Przybrałam obojętny wyraz twarzy, pochyliłam się nad mężczyzną i popatrzyłam mu głęboko w oczy.

— Przykro mi — wyszeptałam tak cicho, żeby tamci mnie nie usłyszeli. 

Wyprostowałam się i z całej siły uderzyłam w jego brzuch. Zachłysnął się powietrzem i zgiął się wpół, bo nie spodziewał się tak mocnego ciosu. Uniósł głowę i popatrzył na mnie z taką nienawiścią w oczach, jakiej się spodziewałam.

— Pierdol się.

— Ha, teraz nagle już się nie boimy, co? — zapytał z drwiną Paul i wykręcił rękę mężczyźnie. — A wystarczyło tylko oddać te cholerne pieniądze.

— Paul — upomniałam blondyna.

— Co?

— Nic, po prostu to skończmy — westchnęłam jedynie. 

Miałam dość, a to był dopiero początek.

— Jak sobie życzysz, księżniczko — patrząc mi w oczy, ukłonił się i uśmiechnął nonszalancko.

— Jest dla Ciebie za młoda, stary — powiedział Damien, śmiejąc się pod nosem.

— I kto to, kurwa mówi. — Zmierzyli się wzrokiem i wybuchli głośnym śmiechem.

— Zamknijcie się już. Kończymy to i spadamy.

Kiwnęli głowami na znak, że się zgadzają, a ja wróciłam do tego zlecenia. Nawet nie dowiedziałam się, jak ma na imię mężczyzna, który klęczał teraz przede mną. Jedyne co miałam wiedzieć to, to że był winny dość dużą sumę pieniędzy. Rzadko znałam wszystkie szczegóły misji. Robiłam, co mi kazano i to wystarczało.

Pierwszy cios poleciał na twarz i usłyszałam tylko trzask i wrzask, co świadczyło o tym, że złamałam mu nos. Kolejne uderzenia szły jedno za drugim. Kolejno w szczękę, a następne w brzuch. Słyszałam tylko krzyki i błaganie o to, abym przestała, ale ja byłam, jak w transie.

Nigdy nie będę twoja [ZAWIESZONE/W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz