22.

96 15 37
                                    

Dzień, rzekomo najważniejszej misji według Ralpha, nastał szybciej, niż powinien. Poprzednie dwa dni pamiętam jak przez mgłę. Jakbym w ogóle ich nie przeżyła i jakby nie miały one w ogóle miejsca.

Stanęłam przed lustrem i wzięłam głęboki oddech, wygładzając przy tym materiał czarnej, obcisłej bluzki. Do której ubrałam czarne, wojskowe spodnie, które miały po dwie duże kieszenie po obydwóch stronach.

Sięgnęłam do jednej z nich i wyciągnęłam z niej moją zapalniczkę z nadrukiem w księżniczki Disneya. Przewróciłam ją dwa razy między palcami i westchnęłam przeciągle.

Byłam tak zmęczona psychicznie, przez sytuację, które miały miejsce w ostatnim czasie, że nie byłam w stanie skupić się na życiu, znajomych i sobie. A moje skotłowane myśli w ogóle w tym nie pomagały, wręcz sprawiały, że czułam się jeszcze gorzej.

I chociaż niektóre rzeczy wyjaśniły się, to i tak czułam niepokój, że przez moją nieuwagę komuś może stać się krzywda. Znowu. Widok Cody'ego w szpitalu tylko utwierdził mnie w przeświadczeniu, że Ralph jest nieobliczalny i zrobi wszystko, żebym była jego.

Bałam się, że Spencer może powiedzieć blondynowi o którymkolwiek z chłopaków, a oni mogliby skończyć gorzej niż Cross. I nie wiem, czy pozbierałabym się po takim czymś. Skoro to, co stało się z piwnookim, tak mną wstrząsnęło, nawet nie chciałam myśleć, co by było, gdyby na jego miejscu znalazł się Davis.

Potrząsnęłam głową, żeby odgonić moje myśli, które zmierzały w okropnym kierunku. Poprawiłam kucyka i spojrzałam zblazowaną miną w moje odbicie.

Nie chciałam się kłócić z tym, że wyglądałam żałośnie, bo taka była prawda. Moje uczucia zżerały mnie od środka, wyniszczając kawałek po kawałku. I jeśli to dalej miało iść w tę stronę, bałam się, że mogłabym tego nie wytrzymać.

Jęknęłam żałośnie i schowałam zapalniczkę do kieszeni tylko po to, żeby wyciągnąć z niej czarny, elastyczny materiał maski. Chwyciłam ją w obydwie ręce i przyłożyłam do twarzy.

— Wyglądam kretyńsko — westchnęłam i poszłam po plecak. — Chociaż lepsze to, niż jakieś kominiarki — sarknęłam, klękając obok łóżka, żeby wyciągnąć zapasowe naboje do pistoletu.

Położyłam na pościeli kartonowe pudło, w którym trzymałam swoje rzeczy, które potrzebne były na niektóre misje. Przesortowałam zawartość i wzięłam jeszcze jeden pistolet, gdyby ten, który miałam przypięty do pasa, nagle się zaciął.

Schowałam wszystko do plecaka, a pudło wsunęłam z powrotem pod drewniane łóżko. Wzięłam do ręki klucze i portfel, który wrzuciłam do środka i zapięłam zamek. Podeszłam ostatni raz do lustra, poprawiając ramiona od plecaka.

Równo o 20 dostałam sms'a od Damiena, który oznajmił mi, że jest już pod moim domem. Odpisałam jedynie, że idę i schowałam telefon do kieszeni spodni i udałam się w kierunku schodów.

Szybkim krokiem zeszłam na dół, sprawdzając, czy światła w całym domu są zgaszone. W przedpokoju włożyłam jeszcze ciężkie buty za kostkę, a na górę narzuciłam skórzaną kurtkę. Poprawiłam kucyka i wyszłam na zewnątrz, gdzie na podjeździe stało czarne auto.

Poszłam w tamtym kierunku, uprzednio zamykając drzwi wejściowe. Uśmiechnęłam się do bruneta i wsiadłam do środka.

— Gotowa? — zapytał, kiedy usiadłam na miejscu pasażera.

— Bardziej być nie mogę — odpowiedziałam, na co mężczyzna uśmiechnął się pod nosem, po czym odpalił silnik, w tym samym momencie, kiedy zapinałam pasy i włączył się do ruchu.

Nigdy nie będę twoja [ZAWIESZONE/W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz