1.

287 52 78
                                    

Siedziałam spokojnie na wysokim, obrotowym krześle w kuchni. Właśnie kończyłam śniadanie, które składało się z kolorowych płatków z mlekiem. Nie ukrywam, miałam ochotę na omlet, ale kiedy otworzyłam lodówkę, zaświeciła ona pustkami. Przydałoby się w końcu iść na zakupy.

Kiedy mój tata obudzi się, to też będzie skazany na to samo. Wracając wczoraj do domu, ostatnie, o czym myślałam, to uzupełnienie zapasów. 

Byłam tak cholernie zmęczona po tamtej misji. 

Skarciłam się w myślach, że zaniedbuję domowe obowiązki. Nie chciałam, aby mój ojciec znowu się martwiał. I tak miał już wystarczająco problemów.

Z moich myśli wyrwał mnie dźwięk telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, który pokazywał imię Mayi. Westchnęłam pod nosem i odebrałam.

— Halo?

— Hazel, laska, gdzie ty jesteś? — zapytała dziewczyna.

— No jak to, gdzie — powiedziałam zdziwiona. — W domu. Kończę śniadanie i zbieram się na uczelnię — dodałam.

— Boże, Hazel, przypominałam ci jeszcze wczoraj, pięć razy, że zajęcia dzisiaj są wcześniej — wytłumaczyła poirytowana. — Nawet na kartce ci to napisałam. — Jęknęłam męczeńsko na te słowa.

Faktycznie, przypominała mi.
Brawo, Hazel.

Kolejne spóźnienie, jeszcze tego brakowało. Zlecenia Ralpha powoli zabierały mi coraz więcej czasu.

— Zapomniałam — powiedziałam cicho do mojej przyjaciółki. — Byłam tak bardzo padnięta, ledwo co przeczytałam wiadomość od ciebie — dodałam zmarnowana.

— Domyśliłam się — westchnęła Maya. — Postaram się coś wymyślić, żebyś znowu nie miała kłopotów przez spóźnienia. A ty się zbieraj — powiedziała.

— Dziękuję, naprawdę — powiedziałam szczerze. — Kocham cię, widzimy się na miejscu — pożegnałam się.

— Ja ciebie też, pa — odpowiedziała Maya i się rozłączyła.

Od razu zaczęłam szykować się do wyjścia. Sprzątnęłam szybko kuchnie, żeby tata nie musiał się tym zajmować. Chwyciłam za torebkę i klucze, po czym narzuciłam na swój biały T-shirt, czarną ramoneskę i założyłam białe nike.

Wyszłam z domu i udałam się do garażu, w którym stał czerwony garbus. Należał on kiedyś do mojej mamy. Wiele ludzi żartowało z mojego samochodu, ale niespecjalnie się tym przejmowałam, bo zbyt go kochałam.

Rzuciłam torebkę na miejsce pasażera i sama usiadłam za kierownicą. Przejrzałam się jeszcze szybko w lusterku i pierwsze, co zauważyłam to moje duże, brązowe, przekrwione oczy. Cienie pod nimi udało mi się zatuszować korektorem, jednak i tak było widać, że jestem zmęczona. Następnie spojrzałam na prosty nos, który obsypany był piegami i pełne malinowe usta, zaciśnięte teraz w wąską kreskę. Westchnęłam cicho i przeczesałam dłonią moje długie, jasnobrązowe włosy, których końcówki były przefarbowane na różowo.

Wyglądały tak od niedawna, ponieważ jakieś dwa tygodnie temu, razem z Mayą, po pijaku kupiłyśmy farbę i zrobiłyśmy to w jakiejś przypadkowej toalecie, na stacji benzynowej. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem na to wspomnienie, po czym odpaliłam auto. Wyjechałam z ulicy, na której mieszkałam i skierowałam się w stronę mojego uniwersytetu.

***

Jechałam drogą, wystukując rytm piosenki o kierownicę. Akurat włączyłam moją standardową playlistę, którą zawsze puszczałam w drodze do szkoły. Podśpiewywałam pod nosem piosenkę „Party in the U.S.A." od Miley Cyrus.

Nigdy nie będę twoja [ZAWIESZONE/W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz