Rozdział 14

36 5 45
                                    

Stałem już z walizką na płycie lotniska. Samolot, który zamówiłem, czekał tuż przede mną. Był biały i bardzo mały w porównaniu do samolotów pasażerskich. Zrobiłem krok w jego stronę, kiedy poczułem czyjąś dłoń na jego ramieniu. Odwróciłem się gwałtownie i zobaczyłem tego mnicha, który nadal nie potrafił mi powiedzieć, czym ostatnim jestem. Niezależnie od tego, co on wie, jestem ostatnim Tokugawą i muszę pomścić swoją rodzinę.

— Wyczuwam w tobie negatywną energię — powiedział, patrząc mi w oczy.

— Nic mi nie jest — odpowiedziałem krótko.

— Więc dlaczego wyjeżdżasz?

— Lecę na wakacje. Nasza szkoła zrobiła nam wiele dni wolnego, więc postanowiłem to wykorzystać i polecieć do eee... Korei.

— Lecisz do Japonii, ale przesiadasz się w Korei — stwierdził. Skąd on to wie?

— Nie wydaje mi się. Planowałem zostać w Seulu, a nie lecieć dalej.

— Więc mam odwołać lot Seul - Kioto?

Zamurowało mnie to, co powiedział. Skąd on to wszystko wie? Kto mu powiedział? A może on mnie szpieguje? Przez moje ciało przeszły nieprzyjemne dreszcze, a mnie tknęło przeczucie, że ten facet ma powiązania z yakuzą.

— Dlaczego pan uważa, że mam zamiar lecieć do Kioto? — zapytałem niepewnie. On wiedział zdecydowanie za dużo.

— Czy to nie ty zamawiałeś prywatny lot z Londynu do Seulu a potem z Seulu do Kioto? Poza tym muszę ci powiedzieć, że masz doskonały koreański. Początkowo myślałem, że naprawdę rozmawiam z Koreańczykiem, ale potem poznałem cię po głosie.

— To... To znaczy, że...

— To znaczy, że rozmawiałeś ze mną w obu przypadkach. Jestem twoim pilotem.

To już było co najmniej podejrzane. Gościu, którego nie znam, a wie o mnie zdecydowanie za dużo, magicznym trafem rozmawiał ze mną w sprawie wylotu do Japonii, a w dodatku jest moim pilotem. No ale nic nie mogłem z tym zrobić. Jest już, to niech będzie. Wziąłem swoje walizki i wszedłem do samolotu. Kiedy byłem w środku, stanąłem zszokowany. Wnętrze było wnet luksusowe. Nie przypominało zwykłego samolotu. Przy ścianach samolotu rozciągała się długa, biała, skórzana kanapa, a pośrodku stał długi stół. Był drewniany, jednak blat posiadał magnetyczną powierzchnię, która pewnie miała zapobiegać upadaniu przedmiotów podczas turbulencji. Jednak najbardziej zszokowało mnie coś, a raczej ktoś, kto siedział już w samolocie.

— Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać to, że mamy dodatkowego pasażera — powiedział mnich, który wszedł za mną.

— Nie, skąd — wycedziłem przez zęby, czując, że wzbiera we mnie wściekłość na nowo.

Przeleciałem wzrokiem po osobie przede mną. Włosy, koloru ciemny blond, miał ułożone w nieładzie. Dodatkowo czarna, przylegająca, a dodatkowo lekko prześwitująca koszulka podkreślała jego posturę, a jego czarne spodnie i tak samo czarne buty idealnie komponowały się z resztą ubioru. W dłoni trzymał kieliszek z jakimś napojem, prawdopodobnie alkoholem.

Henry patrzył na mnie swoim przenikliwym wzrokiem. Nie mam pojęcia, co on tu robi. Mam wrażenie, że ta podróż nie będzie należała do najprzyjemniejszych, pomimo tych wszystkich luksusów. Wolnym krokiem poszedłem na tył samolotu, odłożyć walizki, ignorując spojrzenie chłopaka. Po chwili usiadłem naprzeciw niego, wyciągnąłem telefon i słuchawki, a następnie spojrzałem na mnicha.

— No więc... Eee... Panie Mao... — zacząłem, ale on mi przerwał.

— Nazywaj mnie Shimotsuke Akari. Przynajmniej, gdy nie jesteśmy sami — odpowiedział i zniknął za zasłoną, która oddzielała kokpit od przestrzeni pasażerskiej. — Odlatujemy za dziesięć minut — dodał, jakby czytał mi w myślach, bo o to chciałem zapytać.

Ostatni SzogunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz