Do Tokio dotarłem statkiem. Niestety okazało się, że Henry płynął do Japonii razem ze mną. Na statku siedział w odosobnieniu i rozmawiał przez telefon. Było to dość podejrzane, jednak mógł po prostu rozmawiać z przyjacielem. Stałem już w porcie i po raz pierwszy w życiu nie miałem pojęcia dokąd iść. Spojrzałem na mnicha, jednak nie uzyskałem odpowiedzi. Z kolei Henry uśmiechał się dosyć... Przebiegle... Wydawał się dziwnie zadowolony. Odwróciłem się do nich plecami i spojrzałem na miasto. Czułem się jednak dziwnie. Nie miałem uczucia, że wróciłem do domu. Zrobiłem krok naprzód i nagle poczułem silne uderzenie w głowę. Zemdlałem.
Obudziłem się w ciemnym pokoju. Szybko zauważyłem, że zostałem pozbawiony swoich broni. Rozejrzałem się. Wstałem. Wszędzie było ciemno. Jedyne źródło światła stanowił wielki, zardzewiały wentylator w ścianie pod sufitem. Nikłe smugi słońca wpadające przez szpary między skrzydłami wiatraka świadczyły o tym, że niebo było pochmurne. Rozejrzałem się jeszcze za swoją bronią.
— Twojej katany tutaj nie ma — oświadczył głos osoby, która ukrywała się w ciemności.
— Kim jesteś? Pokaż się! — zawołałem, robiąc kilka kroków przed siebie.
Po chwili z cienia wyszedł dosyć wysoki, dobrze zbudowany i bardzo młody mężczyzna, jeśliby nie powiedzieć chłopak. Miał krótkie, potargane, brązowe włosy, a ubrany był w czarne kimono z bardzo szerokim dekoltem. Spojrzałem mu w jego złote oczy, a on podszedł do mnie bez słowa.
— Gdzie jestem? Kim jesteś?!? — zacząłem się lekko martwić.
— Satoru Tokugawa... Wiele o tobie słyszałem — zignorował moje pytania i stanął za mną.
Położył dłonie na moich ramionach i zaczął je delikatnie rozmasowywać.
— Rozluźnij się. Napijesz się czegoś? — szepnął mi do ucha, a potem rzucił mnie na kolana.
— Najpierw chcę wiedzieć, kim jesteś — powiedziałem cicho, patrząc w podłogę.
— Jestem Akira — odpowiedział, chwytając moje ramię i ciągnąc mnie do stojącego pod ścianą zdobionego stolika i dwóch foteli. — Mitsuhide Akira — dodał po chwili.
— Czego ode mnie chcesz? Co ja tu robię? — zadawałem pytania, kiedy w międzyczasie dwóch młodych chłopców, w wieku mniej więcej 13 lat, podało nam tacę, na której był dzbanek z herbatą, oraz dwa kubki.
— Ja chcę z tobą porozmawiać. A jesteś tu, bo niektórzy z nas chcą cię zabić.
— Jak to "niektórzy"? Kim wy jesteście?
— Tymi, których szukasz. Jesteśmy mafią — zaśmiał się.
Poczułem nagły przypływ wściekłości. Moje tęczówki zmieniły kolor na szkarłatny. Wstałem z fotela i rzuciłem się na Mitsuhidego. Miałem ochotę go zabić. Tu i teraz! Chłopak się bronił, jednak udało mi się chwycić go za gardło. Zacząłem go dusić z całej siły, patrząc mu w oczy. Czułem jego puls. Przyspieszył. Tak jak mój. Oddychałem szybko. W przeciwieństwie do niego. Akira już tracił oddech.
Nagle poczułem, że ktoś łapie mnie za ramiona i sadza z powrotem na fotelu. Co więcej, przykuwa mnie do niego kajdankami. Okazało się, że byli to ci dwaj chłopcy, którzy podali mi herbatę. Próbowałem się wyrwać, jednak nie dałem rady. Z kolei Mitsuhide wziął sztylet, który podał mu jeden z chłopców i przyłożył ostrze do mojej klatki.
— Ktoś bardzo dobrze zapłaci za twoją głowę, wiesz? Gdybym chciał, to już bym cię dźgnął. Ale nie chcę. Polubiłem cię, wiesz?
— Kłamiesz — warknąłem, patrząc mu w oczy z prowokacją. — Wcale mnie nie polubiłeś.
— Gdyby było tak jak mówisz, zabiłbym cię od razu i bym z tobą nie rozmawiał. A ja... Chciałbym ci coś wyjaśnić.
— Słucham więc — mruknąłem.
— Jestem przywódcą mafii, chociaż tego się już pewnie domyśliłeś. Jednak jestem nim dopiero od roku. Ci którzy na ciebie polują, robią to na rozkaz poprzedniego. Chciałbym to powstrzymać, jednak rozkaz poprzedniego przywódcy musi zostać spełniony przez tych, którzy go otrzymali. Chyba że śmierć im przeszkodzi.
— W takim razie ich zabiję za moją rodzinę... — powiedziałem cicho.
— Zabójstwo Tokugawów było wielką tragedią dla całej centralnej Japonii... A potem... Musiałeś wyjechać z Kioto... a potem z kraju... Dołączyłem do mafii, żebyś mógł bezpiecznie tu wrócić... Chciałem ci pomagać od samego początku...
— Więc kim naprawdę jesteś? Przecież mnie nie znasz...
— Znam cię... I ty mnie też. Nie pamiętasz mnie? Jestem Akira... Akira Mitsuhide — przedstawił się jeszcze raz, patrząc mi w oczy i zdjął ze mnie kajdanki.
Po chwili sobie wszystko przypomniałem. Akira był moim przyjacielem jeszcze z czasów gdy mieszkałem w Tokio. Do moich oczu napłynęły łzy. Objąłem jego szyję, przytulając go mocno bez słowa.
— Też za tobą tęskniłem — szepnął mi do ucha i pogłaskał mnie delikatnie po plecach.
— Więc mnie nie zabijesz... Ale dlaczego?
— W ściganie ciebie zamieszane są tylko pojedyncze osoby. Dwóch z nich już nie żyje. Zostało pozostałych dwóch. No i jeszcze jedna osoba spoza mafii... Plus zleceniodawca
— Kto jest tym spoza mafii?
— Ja — odezwał się mężczyzna, którego do tej pory nie widziałem.
Stał do tej pory w ciemności. Odwróciłem się w jego stronę i o mało się nie przewróciłem. Nie spodziewałem się, że może to być akurat on. Poczułem silny ucisk żalu... I zdrady.
Tym mężczyzną był mnich, który mnie tu zabrał.
Mao.
CZYTASZ
Ostatni Szogun
RandomSatoru Tokugawa - potomek wielkich szogunów ścigany przez japońską mafię. Po śmierci rodziców, gdy miał 10 lat, zamieszkał z wujkiem w Tokio, a potem został zmuszony do wyjazdu za granicę. Zamieszkał w Londynie. Jak sobie poradzi? Czy dziedzictwo je...