Rozdział 8

64 10 26
                                    

Otworzyłem oczy i zacząłem krzyczeć. Usiadłem i złapałem się obiema dłońmi za klatkę piersiową. Spojrzałem tam i zobaczyłem, że nie mam żadnych ran i jestem w swojej sypialni, całkowicie bezpieczny.

— Zamknij się — mruknął Henry, zbudzony moim krzykiem.

A więc to był tylko sen...

— Przepraszam cię, Henry... Przyśnił mi się koszmar... — powiedziałem cicho i zacząłem mu opowiadać.

— Przestań to tylko sen — mruknął niezadowolony, gdy skończyłem. — Idź spać, jest trzecia w nocy.

— Henry...? — spytałem niepewnie.

— Czego?

— Mogę spać bliżej ciebie?

— No dobra, niech ci będzie — mruknął niechętnie, a ja położyłem się bliżej niego, chwilę później zasypiając.

Rano obudziłem się wtulony w chłopaka. Było mi bardzo ciepło i przyjemnie. Henremu pewnie też. Leżałem tak jakiś czas, aż poczułem, że coś zaczęło dotykać i głaskać moją głowę. Dopiero po chwili zrozumiałem, że Henry wplótł palce w moje włosy i je lekko pieścił. Miło z jego strony.

Wtuliłem się w niego mocniej, chcąc żeby było nam obu cieplej, jednak chwilę później usłyszałem głośny jęk chłopaka.

— AŁAAAAAAA! DEBILU! — wrzasnął, gwałtownie mnie od siebie odpychając.

— Co się stało? — spytałem zaskoczony, ale też przestraszony.

— Boli! Ścisnąłeś moją ranę! — krzyknął.

— O nie... Przepraszam! Nie chciałem! — zawołałem przestraszony i pobiegłem po trochę lodu. 

Gdy wróciłem, pomogłem mu położyć się normalnie i zdjąłem mu opatrunek. Na ranie położyłem kilka kostek lodu i kazałem chłopakowi się nie ruszać a sam pobiegłem po świeże bandaże.

Po chwili przyszedłem z powrotem i opatrzyłem chłopaka na nowo. Lód zdążył się roztopić, więc nie miałem problemów z krwawieniem.

— Naprawdę przepraszam... Nie chciałem... — powiedziałem cicho.

— A cicho bądź — warknął, po czym spojrzał mi w oczy. — Ale myślę, że mógłbym ci wybaczyć...

— Naprawdę? Kiedy?

— Wtedy, gdy zostaniesz moim sługą — uśmiechnął się chytrze.

— Co? Nie ma mowy, nie zgadzam się! Nie chcę ci służyć... 

— Ale musisz.

— Nie, nie muszę.

— Musisz.

— Nie.

— Tylko ci przypominam, ale umowa była, że jeśli przegrasz, to będziesz mi usługiwał. A pojedynek przegrałeś, mimo tego że mnie poważnie zraniłeś.

— Zgoda... Niech ci będzie... — powiedziałem cicho i spuściłem głowę. Następnie skończyłem wymieniać opatrunek. — Będę twoim sługą...

— Bardzo dobrze — powiedział z dominującym uśmiechem i pogłaskał mnie po głowie.

— Co byś chciał na śniadanie? — zapytałem cicho.

— Wystarczą kanapki — odpowiedział i zaczął coś przeglądać w telefonie.

Posłusznie poszedłem do kuchni. Nie za bardzo podobało mi się to, że przez przegraną będę mu usługiwać, ale po części i tak jestem do tego zmuszony, bo chłopak jest ranny.

Ostatni SzogunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz