Rozdział 16

59 2 48
                                    

— Ty? Jak mogłeś! Zaufałem ci! — krzyknąłem zszokowany. Nie mogłem uwierzyć, że ktoś taki jak on mógł dopuścić się zdrady. — Przecież jesteś mnichem!

— To tylko przebranie, dzieciaku — Zaśmiał się szyderczo. — Kazuhiro wynajął mnie, żebym doprowadził cię tutaj, do tego miejsca, aby mógł cię tu osobiście zabić. Niestety plany pokrzyżowało jego aresztowanie.

Opanowała mnie wściekłość i pragnienie zemsty. Nim ktokolwiek zdążył zauważyć, Mao leżał przewrócony na podłodze, a ja przygniatałem kolanami jego klatkę piersiową, zaciskając paznokcie na jego szyi. Czerpałem dziwną przyjemność z odbierania mu życia. Po chwili kilka osób mnie od niego odciągnęło, jednak był już martwy. Co ciekawe, uśmiechałem się. Bawiła mnie jego śmierć. Po raz pierwszy cieszę się, że ktoś umarł, a w dodatku że to ja zabiłem. Zacząłem się śmiać niczym Light Yagami w ostatnim odcinku Death Note'a. Wszyscy patrzyli się na mnie z zaskoczeniem, a niektórzy z przerażeniem. Jedynie Akira się lekko uśmiechał. Kiedy ochłonąłem, kazał swoim ludziom odejść i zostaliśmy sami. Złapał mnie delikatnie za ramię i pociągnął w stronę korytarza, zasłaniając mi oczy.

— Pojedziemy teraz do mojej głównej siedziby, żebyś mógł odpocząć po swojej podróży — odezwał się, a po chwili poczułem jak wsiadamy do samochodu i ruszamy.

— Czy to konieczne, żebyś zasłaniał mi oczy? — spytałem, lekko odsuwając jego rękę.

— Oczywiście. Żebyś przypadkiem nikomu nie zdradził, gdzie jest mój dom.

— Akiraaaaa, nie ufasz mi?

— Nie widzieliśmy się długi czas. Poza tym pozostałe odłamy mafii nie są tak miłe jak ja. Są skłonne do torturowania... A podczas tortur ludzie mogą mówić różne rzeczy.

— Sugerujesz, że będę torturowany? — spytałem z obawą.

— Nic nie sugeruję, ale bym tego nie chciał...

Po tych słowach nastała cisza, która trwała do czasu, gdy przyjechaliśmy na miejsce. Droga była długa i wydawało mi się, że minęło kilka godzin. Akira pomógł mi wysiąść i odsłonił moje oczy. Stałem na dużym placu z fontanną pośrodku. Przede mną stała dosyć duża rezydencja zbudowana w tradycyjnym, japońskim stylu. Przypominała trochę Złoty Pawilon, jednak ten budynek był szerszy i miał mniej złotego koloru.

Akira wprowadził mnie do środka. Wszystko było ładnie i schludnie urządzone. Na ścianach wisiały obrazy albo karty z kaligrafią, a w niektórych miejscach na stolikach – ikebana. Kontrastu do całego wystroju dodawała nowocześnie urządzona łazienka, którą widać było przez otwarte drzwi.

Mitsuhide zabrał mnie do przestronnej jadalni, w której na dużym stole było dużo talerzy z jedzeniem. Usiadł i wskazał miejsce obok siebie, które od razu zająłem.

— Pamiętasz, Satoru, jak jeszcze chodziliśmy tu do szkoły? — zapytał nagle. — Lubiłeś mówić na mnie "senpai"

Kiedy to powiedział, momentalnie się zarumieniłem. Pamiętałem to bardzo dobrze, ale wstydziłem się trochę przyznać. Pokiwałem tylko głową i spuściłem wzrok. Poczułem po chwili jego dłoń na swoim policzku.

— Chcę, żebyś znowu mnie tak nazywał. Chcę, żebyśmy znowu byli ze sobą tak blisko jak wtedy...

— Zgoda... Ale... Muszę mówić "senpai"...? — spytałem niepewnie.

— Tak. Będzie mi bardzo miło. Chętnie bym wrócił do tamtych czasów...

— Ja nie chcę... Żyłem w ciągłym strachu, że yakuza przyjedzie mnie zabić. Nie mam najmniejszej ochoty wracać do wspomnień z tamtych lat... One były zbyt straszne.

Ostatni SzogunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz