Rozdział 6

69 10 54
                                    

Kilka dni później...

Nadeszła sobota. Dzień mojego pojedynku z Henrym. Nadal mnie nie lubi, a pytanie go czy moglibyśmy nie walczyć skutkowałoby niezmywalną plamą na honorze i wyśmianiem mnie przez klasę.

Tak jak codziennie, od czasu, gdy tu jestem, wstałem i poszedłem do łazienki, żeby się ogarnąć. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Po skończonej kąpieli poszedłem do swojego pokoju, założyć kimono. Wybrałem takie zielone z czarnymi pasami w różnych kształtach. Ubrałem się i poszedłem do kuchni zjeść śniadanie. Przygotowałem sobie kanapki z masłem.

 Podczas jedzenia usłyszałem dźwięk powiadomienia w telefonie. Zjadłem chleb i poszedłem sprawdzić, od kogo dostałem wiadomość. Okazało się, że napisał do mnie Henry. Otworzyłem wiadomość i przeczytałem ją. 

Wiadomości

Od: Henry

Do: Satoru

"Mam nadzieję, że walka nadal aktualna. Obyś nie stchórzył, bo ci nie daruję"

Westchnąłem cicho i odpisałem coś w stylu "Nie zmieniam planów" i poszedłem do pokoju. Pościeliłem łóżko i otworzyłem szafę, żeby wybrać broń na dziś. W oczy rzuciła mi się katana, którą otrzymałem tydzień temu od wujka. Mam okazję ją dziś wypróbować.

Gdy nadeszła odpowiednia pora, usłyszałem dzwonek  do drzwi. Czyli Henry jest punktualny. Cenię sobie punktualność. Poszedłem do wejścia i otworzyłem drzwi. Za nimi stała osoba, na którą czekałem.

— Henry — powiedziałem na powitanie. — Wejdź — dodałem i zobaczyłem, że ma przez ramię przewieszoną podłużną torbę, wyglądającą jak mój pokrowiec na bokkeny, tyle że był szary, a mój czarny.

Chłopak wszedł bez słowa, zamykając za sobą drzwi. Zdjął swoje białe buty i siwą bluzę, którą powiesił na wieszaku w przedpokoju. Przyglądałem się mu z zaciekawieniem. Jak na szkolnego bad-boya, to zachowywał się całkiem przyzwoicie.

Chwilę później odwrócił się w moją stronę i podszedł bliżej.

— Jesteś gotowy? — spytał teatralnym szeptem, patrząc mi w oczy. W tym spojrzeniu było coś lekko strasznego, ale udało mi się dojrzeć w nich troskę, chociaż nie wiem dlaczego.

— Jestem — odpowiedziałem, delikatnie się odsuwając. — Jednak proponowałbym najpierw coś zjeść, żeby nabrać energii.

— Zgadzam się z tobą — oznajmił, ponownie się zbliżając. — Co masz do jedzenia?

— Chodź za mną — powiedziałem, idąc do kuchni. Chłopak poszedł za mną.

Podszedłem do lodówki i otworzyłem ją. Wyciągnąłem talerz z sushi i położyłem go na stole. Postawiłem również dwa mniejsze talerze i pałeczki koło nich.

— Jesz pałeczkami? — spytał zdziwiony.

— Jestem z Japonii, to oczywiste, że jem pałeczkami — odpowiedziałem zaskoczony pytaniem i usiadłem przy stole. Chłopak zrobił to samo.

— Smacznego — mruknął i zaczął jeść.

— Itadakimasu — odpowiedziałem, również zacząłem.

— Co? — spytał.

— Itadakimasu, to znaczy "smacznego" po japońsku — wyjaśniłem i lekko się do niego uśmiechnąłem.

O dziwo, Henry odwzajemnił uśmiech. I nie wyglądał on na sztuczny. Czyżby zaczął odczuwać wobec mnie pozytywne emocje?

Po skończonym posiłku umyłem naczynia i czekałem, aż Henry przyniesie swoje rzeczy. Poszedł po swoją torbę, a gdy wrócił, wyjął z niej katanę. Prawdziwą katanę, podobną do mojej, tyle że bez zdobień. Skierował ostrze w moją stronę i delikatnie przyłożył je do mojej klatki piersiowej.

Ostatni SzogunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz