Rozdział 15

55 11 0
                                    

*Przed jakimś blokiem*

George deportował się przed starym zgrzybiałym blokiem. Wcześniej tutaj nie był bo zazwyczaj spotykał się z starszą kobietą na mieście i tylko na chwilę by przekazać Alexa.

Chłopak wszedł do środka i zapukał do pierwszych drzwi. Cisza. Nikt nie otwierał więc chłopak chwycił za klamkę i otworzył drzwi. Dziwne bo nie były zamknięte na klucz. Kiedy tylko otworzył drzwi doszedł do niego okropny odór wódki i czegoś zepsutego. Mieszkanie nie wyglądał na melinę jakby codziennie tu przychodziły jakieś żule spod biedronki czy lidla. Wręcz przeciwnie wszystko było czyste na swoim miejscu jedynie tylko ten zapach. Wszedł głębiej w środek mieszkania i doszedł do salonu. Na podłodze leżało kilka butelek wódki i piwa, na stole karty i kasa, a na kanapie spała przytulona do butelki Ophelia.

- Wstawaj! - krzyknął George, a starsza kobieta wymamrotała coś i przewróciła się na bok upuszczając butelkę na podłogę - Matko a ja z tobą dziecko zostawiałem

*Jakiś czas później*

George wyszedł z mieszkania kobiety trzaskając drzwiami, zagroził jej że odbierze jej prawa do opieki nad Alexem i wyszedł z bloku. Deportował się w pobliże parku i do niego wszedł rozglądając się. Zauważył bliźniaków samych na kocu na trawie i natychmiast tam podbiegł stanął obok koca i się rozjerzał. Carla stała kilka metrów dalej odwrócona do niego tyłem trzymając na rękach Alexa. Dziewczyna podniosła rękę i ściągnęła mężczyźnie z głowy czapkę. George podszedł do niej i stanął jak wryty.

- To niemożliwe - dziewczyna cofnęła się krok - ty nie żyjesz... Odbija mi ostatnio... Wariuje przepraszam... - dziewczyna odwróciła się ze łzami w oczach i podeszła do koca kładąc na nim Alexa.

- Przecież ty nie... - odezwał się George patrząc na mężczyznę.

- No właśnie się dowiedziałem byłem na własnym grobie wczoraj... - odezwał się mężczyzna.

Carla usiadła na kocu przecierając twarz. Powtarzając pod nosem że to przez zmęczenie jej odbija. Pies podbiegł do niej i położył jej głowę na kolana. Dziewczyna spojrzała na jego obroże przy której była zawieszka w kształcie kości z dużym napisem "ŁAPA". Dziewczyna zaczęła płakać po policzkach spływały jej łzy.

- Kochanie to naprawdę ja - mężczyzna usiadł przed nią wycierając jej oczy.

- Gdzie byliście tyle czasu? I czemu dopiero dzisiaj?

- To długa historia może nie tutaj? - spytał Remus.

- Tak masz rację - dziewczyna wytarła twarz i wstała, podniosła Kornelię i włożyła ją do wózka.

- Ile nas nie było?

- Ponad rok... I nie to nie moje dzieci... Żadne z tych.

George włożył do wózka Leo i spakował wszystko wraz z kocem do wózka.

- Mam iść z tobą? - spytał półszeptem

- Obiecałeś Alexowi zoo...

- Kiedy pódzemy? - chłopiec do nich podbiegł.

- Nie zostawię cię teraz samej

- Cala nie idzie? - spytał chłopiec. Carla uklęknęła obok niego.

- Nie kochanie, pójdziesz z tatą - poprawiła mu czapkę.

- Mialas z nami isc

- Muszę wrócić do domu...

- To my z tobom - chłopiec podszedł do wózka, a Carla podniosła się i patrzyła na chłopca. Ten wyciągnął z torby swoje picie napił się odłożył i ruszył przed siebie. Carla i George na siebie spojrzeli po czym znowu na chłopca.

Co ja właściwie robię?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz