Ten z atakiem paniki

1K 60 46
                                    

Minho:

Sytuacja z Brett'em każdym z nas poruszyła i każdy radził sobie z tym faktem w inny sposób. Ja widziałem tylko jedną opcje, alkohol. Tylko tak mogłem stłumić natłok myśli, które pojawiły się po całej historii Talbot'a. W końcu nie codziennie się dowiaduje, że mój przyjaciel zamiast być osiemnastoletnią Alfą tak naprawdę ma sto trzynaście lat i jest hybrydą. Pojebane.

Przeszukałem wszystkie szafki w kuchni i nawet meble w jadalni. Nic, ani jedynej butelki alkoholu. Dylan oczywiście musiał wszystko przede mną pochować, bo przecież opiekunowi nie wypada. Sam nie jest lepszy, tak samo jak Brett i Zane. Trójka opiekunów roku. Przynajmniej ja nie zaciążyłem mojego podopiecznego. Jestem ciekaw jak to teraz będzie wszystko wyglądać. Trójka małych szczeniaków plus małoletni rodzice, przynajmniej piątka z nich bo jeden to wiekowy. W sumie jak teraz coś strzeli Brett'owi na przykład w plecach to będzie się można śmiać, że starość nie radość. Uśmiechnąłem się sam do siebie na tą myśl.

Mimo wszystko kontynuowałem moje poszukiwania. W końcu wpadłem na pewien pomysł, a mianowicie piwniczka. To jedno słowo sprawiło, że od razu odzyskałem wiarę w ludzkość i zszedłem na piętro znajdujące się pod domem. Co jak co, ale dawno tu nie byłem. Zapomniałem, że jest tu całkiem sporo pomieszczeń, jednak ja kierowałem się do tego jednego. Na końcu korytarza były dwuskrzydłowe drzwi. Otworzyłem je na co do moich uszu dobiegł dźwięk skrzypiących zawiasów. Wymacałem na ścianie włącznik do światła i po chwili regały zostały oświetlone przez lampy.

-Tatuś wrócił. - powiedziałem sam do siebie i na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Było tu tyle butelek. Rodzaje wina, Burbon, whisky i nawet zwykła wódka. Jestem w niebie. Zacząłem się przechadzać pomiędzy regałami. Tyle rzeczy do wyboru, że ciężko się zdecydować. W końcu mój wybór padł na klasyczne whisky. Usiadłem pod ścianą i zacząłem pić prosto z butelki. Smak alkoholu w ustach był czymś czego tak dawno nie czułem.

-Czemu tu siedzisz? - usłyszałem ten słodki głosik. Może to moje sumienie? - Min Min? - a nie, to tylko Brad. Matko, Brad!

-Co tam kruszynko? - zapytałem uśmiechając się lekko. Chłopak stał w progu i patrzył się na mnie z góry. Następnie zsunął się plecami po ścianie i usiadł obok mnie.

-Szukałem cię, nie chciałem siedzieć sam.

-Coś się stało?

-Nie. - odpowiedział krótko. Jego wzrok poleciał na butelkę, którą trzymałem w dłoni. - Dlaczego pijesz? - zmartwił się. - Przytłacza cię ta cała sytuacja?

-Można tak powiedzieć.

-Min Min. - powiedział i usiadł skrzyżnie naprzeciwko mnie. - Zamiast się cieszyć z ich szczęścia to ty wolisz pić? Wiesz, alkohol nie jest rozwiązaniem na wszystko. Czasami wystarczy zwykła rozmowa z odpowiednią osobą. Myślę, że do tej pory nie miałeś nikogo z kim mógłbyś pogadać, ale teraz masz mnie. - złapał mnie za rękę. - Więc odłóż tą butelkę i lepiej pójdźmy się napić lemoniady, którą rano zrobił Theo.

Kiwnąłem twierdząco głową. Jak ja mogłem się sprzeciwić takiemu słodziakowi, który w dodatku we wszystkim co powiedział miał absolutną rację. Jak ja mogłem sięgnąć po alkohol przez pierwszą lepszą przytłaczającą myśl, skoro jedynym lekiem był właśnie Brad. Od chłopaka płynęło tyle pozytywnej energii, że łatwo było się nią zarazić. Jak dobrze, że go miałem. Teraz dodatkowo miałem jeszcze większą motywację do tego, aby przestać pić na dobre. Nie mogłem tego robić ze względu na chłopaka. Jego słowa były ważniejsze od wszystkich innych wypowiedzianych przez domowników, więc skoro Brad mówi, że rozmowa jest lepsza tak jest i tyle.

In another time | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz