„Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?" – pomyślała Betty, kiedy kawiarnia, wypełniła się donośnymi głosami Huntera, jej tajemniczego prześladowcy – wybawcy i jeszcze dwóch osób, których znikąd nie kojarzyła. Zdenerwowana, stanęła plecami do nich, błagając w duchu, żeby tylko nikt nie zauważył jej obecności. Liczyła oddechy i bicia serca, a gdy doszła do okrągłej trójki, śmiechy ucichły i zastąpiła je głucha cisza. Powoli przekręciła głowę, a jej wzrok padł na wyszczerzonego od ucha do ucha blondyna, który stał przy ladzie, nonszalancko napierając o nią łokciami.
– No witam – wycedził, przeczesując ręką swoje przydługie białe włosy. – Moja nowa przyjaciółeczko – dodał, znów wracając do poprzedniej pozycji, a banan nie chciał zejść z jego twarzy. Ponadto Betty miała wrażenie, że rośnie w siłę z każdą kolejną sekundą. „Przerażający człowiek" – stwierdziła, otrzepując fartuszek z niewidzialnych okruszków.
– Nawet Cię nie znam – odchrząknęła stanowczo, nerwowo miętoląc w dłoni materiał swojej bluzki. – I nie jesteśmy przyjaciółmi – zaznaczyła, przystępując z nogi na nogę. Dobrze, że lada była na tyle wysoko, iż maskowała te gorączkowe poczynienia. Inaczej Hunter znalazłby sobie kolejny powód, do strojenia sobie z niej żartów.
– Twoja strata – prychnął chłopak, odpychając się od blatu. Obrażony założył ręce na piersi i wydął wargi niczym pokrzywdzone dziecko.
Betty balansowała na granicy powagi, a histerycznego napadu śmiechu, ale zdusiła w sobie chęci jakiejkolwiek głupiej docinki, nadal udając kogoś, kim oczywiście, nie była.
– Myślę, że niczego nie straciła – mruknął Hunter, nagle wyrastając obok blondyna. – Wychodzę marchewko – rzucił obojętnie, zdejmując fartuszek – albo raczej, to co z niego zostało.
– Jak to wychodzisz? – fuknęła Betty. – Twoja zmiana jeszcze się nie skończyła. Pracujesz do trzeciej – przewróciła oczami i podniosła białą kartkę, na której pod jego nieobecność, rozpisała grafik na cały weekend.
Pomachała mu nią przed twarzą, a chłopak westchnął ciężko, przejmując od niej świstek. W pełnym skupieniu zlustrował każdą literkę dokładnego pisma dziewczyny, po czym z obojętną miną po prostu przedarł papier na pół.
– Och, jednak pracuje do pierwszej – wypluł, rozrzucając kawałki pergaminu po ladzie. – Na razie! – dodał.
– Nie możesz sobie tak po prostu wyjść! – warknęła zdenerwowana, rozpaczając nad kolejną zniszczoną przez niego rzeczą.
– O patrz! Właśnie to robię – oznajmił, z tym swoim cholernym, aroganckim uśmiechem. – Idziemy – rzucił do swoich przyjaciół, a po chwili ruszył przed siebie.
Jego czarnowłosa dziewczyna lub koleżanka – Evans nie obchodziło kim dla siebie byli – od razu pognała za nim, na co blondyn przewrócił oczami. Mruknął coś do chłopaka i znów podszedł do lady, przy której Betty usilnie starała się sprawiać wrażenie całkowicie niezainteresowanej. Nawet jeśli było to kłamstwo, bo platynowłosy Draco Malfoy zaciekawił ją, a bardziej jego działania, bo dawno nikt nie był taki w stosunku do niej, jeśli czegoś nie chciał. Na przykład spłaty kolejnych długów.
Oparł ręce o ławę i uśmiechnięty czekał, aż Betty poświęci mu odrobinę uwagi. Westchnęła, ale podeszła do niego z firmowym, grzecznym uśmiechem.
– Chcesz coś zamówić? – wypluła, naprawdę mając nadzieję, że tym razem właśnie o to chodzi.
– Przepraszam? – bardziej spytał, niż stwierdził, ale wydawał się szczery. – Hunter bywa złośliwy, ale naprawdę nie jest taki zły – wyjaśnił. – Znajdziecie wspólny język – wystrzelił na końcu, a Betty zaczęła się naprawdę zastanawiać, co jest grane. I dlaczego jeszcze nie wyje ze śmiechu, skoro słyszy tak absurdalne rzeczy.
![](https://img.wattpad.com/cover/262481587-288-k950240.jpg)
CZYTASZ
Zakład o życie
Teen Fiction„Miałem nadzieję, że niczego nie poczuję. Ale kiedy powiedziała mi, że jestem dla niej ważny, wiedziałem, że przegrałem" Nie chciał tego. Nie o to mu chodziło. Uciekał, kłamał, oszukiwał samego siebie, a także wszystkich wokół. Potem jednak widział...