Coś jak nowy rozdział.
Przeszło Betty przez myśl. Tak dosłownie przez chwilę, moment tak krótki, że trudno powiedzieć, iż w ogóle się wydarzył, ale jednak sprawił, że dziewczyna uniosła kąciki ust do góry.
Na moment.
A jednak tę sekundę wyłapał siedzący obok Hunter, z którym darła koty od dobrych kilku minut. Na jego twarz również wpłynął uśmiech.
Jednak nie taki zadowolony z subtelnej zmiany w ich relacji.
Bo choć Evans mogła być spoko, nadal w głowie Huntera przede wszystkim figurował zakład i to, co Cara zrobi, jeśli go przegra.
Gdyby nie to wszystko, może i nawet mógłby polubić tę rudą małpę.
Może.
Teraz jednak w jego myślach tworzył się jedynie misterny plan, jak zdobyć osobę tak nieufną, jak on sam.
Gdy Bethany Evans poczuła, jak samochód zaczyna przyspieszać, mimo że wcześniej jechał względnie wolno, gwałtownie odwróciła głowę do chłopaka. Ten natomiast marszczył brwi, skupiony na motocyklu właśnie go wyprzedzającym.
– Nawet się nie waż! – syknęła zdenerwowana. Na myśl o kolejnej ekstremalnej przejażdżce, jej serce zaczęło bić w zbyt szybkim tempie. Złapała go za ramię, które napięte trzymało kierownice. Scott spojrzał na nią spod byka. Nie spuściła głowy. – Już raz wygrałeś, dajże sobie święty spokój!
– Ja mam dać sobie święty spokój? – uniósł brew.
– Choć raz nie próbuj mnie zabić – fuknęła nieprzyjemnie.
– Dobra, już w porządku – przekręcił oczami, jednak figlarny uśmiech, nie chciał zniknąć z jego twarzy. – Frajer – mruknął, unosząc środkowy palec do gościa za szybą. Ten tylko umizgnął się szpetnie, posyłając mu grom buziaków, po czym stracili go z oczu.
– Dawca nerek – prychnęła Betty, z wielkim zainteresowaniem wertując swoje paznokcie.
– Mało wiesz o życiu, wiewiórko – skomentował Hunter, parkując przy niewielkim budynku poza granicami centrum.
Betty nigdy wcześniej nie była w tym miejscu. Również nie kojarzyła go z opowieści swoich znajomych. Wielki, prawie rozpadający się napis „Księgarnia u Bena" nie mówił jej za wiele, poza tym, że prawdopodobnie, miejsce to stanowiło przedwojenny antykwariat. Bo jakże by inaczej? Wszystkie popularne sklepy z książkami, stały na głównym pasażu Los Angeles i nie spodziewała się, że na obrzeżach istnieje inna konkurencja. Zresztą, rudera wyglądała, jakby zaraz miała zdechnąć. Dosłownie. Jak stary, ledwo co dychający pies. Jeden nieumiejętny ruch i pyk.
Nie ma.
Evans nie była fanką literatury. Kiedy coś czytała, to tylko na potrzeby szkolne.
Westchnęła i opuściła samochód, a drzwi w miarę możliwości, zatrzasnęła delikatnie. Nie chciała wszczynać kolejnej wojny ze Scottem. Przez głowę, przeszła jej nawet myśl, że może mogłaby go polubić. Tak na próbę.
Chłopak nie wyglądał na osobę, która potrafiła utrzymywać nowe znajomości w dobrych ryzach. Lepiej dla niej. Trzymaj przyjaciół blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.
Ramię w ramię ruszyli ku wejściu. Przywitał ich dźwięk ledwo słyszalnego nad górnego dzwoneczka. Betty przełknęła ślinę i splotła palce za plecami. Wnętrze nie prezentowało się, aż tak źle, jak myślała, że będzie. Delikatne tapety w kwiatki, zielona wykładzina, podstarzałe regały i drewniany lśniący kontuar. Skromnie, ale jakże przytulnie.

CZYTASZ
Zakład o życie
Ficção Adolescente„Miałem nadzieję, że niczego nie poczuję. Ale kiedy powiedziała mi, że jestem dla niej ważny, wiedziałem, że przegrałem" Nie chciał tego. Nie o to mu chodziło. Uciekał, kłamał, oszukiwał samego siebie, a także wszystkich wokół. Potem jednak widział...