Niebieskooki diabeł

796 54 20
                                    

– Nie, nie, nie... To się nie może dziać – kręciła głową zdenerwowana, a wysiłki Charlotte, by powstrzymać jej niemal paniczny stan, w niczym nie pomogły.

Naparła o ścianę, usiłując nabrać tlenu do płuc i nawet nie zauważyła, że pijany mężczyzna zmierza w ich stronę. Nagle zdała sobie sprawę z czegoś jeszcze. Zza zakrętu wychodził jej tajemniczy „wybawiciel" prześladowca... I był zbyt blisko Johna – oświeciło ją, gdy spojrzała w tamtą stronę. Przełknęła ślinę zastanawiając się, czy na pewno chce to zrobić.

Nie, musiała to zrobić.

– Lottie, spróbuje go stąd zabrać... Zrobię cokolwiek, on nie może być... – mówiła lekko chaotycznie, wpychając przyjaciółce torbę w ręce.

Charlotte tylko skinęła głową, porzucając swój wcześniejszy strach. Złapała Betty za dłoń chcąc przekazać jej całe swoje wsparcie. Nastolatka odetchnęła głośno i ruszyła w kierunku mężczyzny. Niestety, nie zdążyła do niego podejść (tłum ludzi wcale nie zmalał, ba, dziewczyna musiała przyznać, że wywołane zamieszanie ściągnęło tylko większe zbiorowisko), a białowłosy już zaczął krzyczeć coś do Evansa.

„To zły, zły, tragicznie zły pomysł!" – skandowała w myślach, usilnie próbując przepchnąć się przez zgraję nastolatków. Miała rację, John już brał rozmach, by cisnąć w chłopaka butelką... Szklaną butelką po piwie. „Cholera!" – pomyślała, jeszcze zanim dotarła do centrum zamieszania.

Blondyn spojrzał na nią na moment, co było strasznym błędem, ponieważ pijany mężczyzna wreszcie wziął zamach i rzucił. Betty w ostatnim momencie popchnęła chłopaka na ścianę, przez co butelka przeleciała obok niego ze światem, zahaczając o jej ucho, a po chwili doznając interakcji ze ścianą, rozbiła się w drobny mak. Syknęła, czując pod palcami lepką ciecz – krew.

Stała tak ułamek sekundy, będąc w kompletnym i paraliżującym szoku. Spojrzała na swojego ojca, który oddychał tak głośno, jakby za chwilę miał zabić dziewczynę na oczach wszystkich, naprawdę licznie zebranych uczniów. Sterczeli przy szafkach, siedzieli na podłodze, otoczyli ją i mężczyznę kręgiem swoich zwartych ciał, a Betty myślała, że lada moment zapadnie się pod ziemię. Wstyd, zażenowanie i nieodłączne wrażenie tego, że po tej sytuacji zawiśnie na językach placówki, na wieki i przejdzie do legend, towarzyszyły jej do momentu, w którym pojawiła się Pani Prince. Pani Prince była młodziutką kobietką, o jasnych kręconych włosach i tęgiej posturze. Uczyła angielskiego oraz zajmowała się nadzorem kółka muzycznego.

– Co się tutaj dzieje?! – wrzasnęła, spoglądając to na Betty, to na pijanego nadal zataczającego się Johna, który usilnie próbował wybrnąć z centrum uwagi, bez zbędnego wzbudzania zainteresowania... (które i tak już wzbudził niesamowicie, rzucając szkłem w przypadkowego gościa). – Rozejść się! - krzyknęła belferka, gestem dłoni zaganiając wszystkich gapiów z powrotem do klas. Dzwonek zapewne musiał rozbrzmieć kilka minut temu, a przez zamieszanie nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. – Betty, kruszyno, nic Ci nie jest? – zapytała z troską, delikatnie muskając zranione ucho dziewczyny, na co ta aż cicho syknęła. – Ktoś powinien to opatrzeć – zarządziła i łypnęła na Charlotte, która jako jedyna pozostała na korytarzu. Spojrzała również za Johnem po czym wydała z siebie ciche jęknięcie, zauważając, że ten zdążył się już ulotnić, zostawiając po sobie pijacki odór. – Betty, kto to był? – zapytała, pomagając usiąść dziewczynie na schodach.

– To... Ja naprawdę nie wiem, skąd znał moje imię... Ja naprawdę... Nie znam go, nie znam – Dziewczyna kłamała jak z nut, nie chcąc by ktokolwiek, powiązał ją z mężczyzną. Maszyna plotek już jednak ruszyła i naprawdę nic nie mogło jej powstrzymać. – On może być... Nie wiem... Nie, nie wiem – Choć próbowała z całych sił, łzy i tak płynęły po policzkach, niszcząc starannie wykonany makijaż oczu.

– Hej, spokojnie Betty, przecież wszystko w porządku – Pani Prince próbowała zaradzić sytuacji, uspokajająco sunąc dłońmi po głowie swojej podopiecznej. Charlotte przyglądała się temu z lekkim uśmiechem, bo rudowłosa powoli zaczęła odpuszczać – gest bardzo przypominał, to co kiedyś czyniła Christina.

– Nie, Pani nie rozumie... Ja naprawdę go nie z...

– Betty, spokojnie – nauczycielka przerwała te tłumaczenia stanowczym, aczkolwiek lekko zatroskanym tonem.

Evans była jej ulubioną uczennicą, choć z wiadomych powodów nigdy tego nie przyznawała. Nauczyciele nie mogli mieć pupilów, ale pasja tej dziewczyny związana z muzyką była niesamowita i zachwycała ją coraz to bardziej z każdymi kolejnymi zajęciami. Pani Prince przeczuwała, że Betty stanie się kiedyś kimś naprawdę wyjątkowym, bo ktoś tak ukazujący swoje emocje za pośrednictwem nut, nie mógłby skończyć inaczej. I naprawdę chciała jakoś pomóc nastolatce... Poczynając od łatwiejszego życia w szkole.

– Może wrócisz już do domu? Odpoczniesz, odsapniesz? Napisze Ci zwolnienie z reszty dnia – zaproponowała. Betty nieznacznie kiwnęła głową, nerwowo wykręcając palce u dłoni. – Cudownie! A teraz panno Adams, zabierz proszę Betty do pielęgniarki. To ucho nie wygląda najlepiej.

Charlotte przytaknęła, a po chwili delikatnie chwyciła przyjaciółkę za ramiona, prowadząc ją w kierunku gabinetu medycznego. Kiedy znalazły się już na tyle daleko, by nauczycielka nie mogła ich usłyszeć, brunetka przystanęła na chwilę posyłając tamtej żałosne spojrzenie, pełne bólu i rozpaczy.

Zakład o życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz