Za jakie grzechy?

559 42 18
                                    

– Bardzo śmieszne, chłopaki, po prostu boki zrywać – skomentowała, posyłając gniewne spojrzenia, to Hunterowi, to Andy'emu. – Ukryte kamery, wyszły z mody, lata temu – dodała z przekąsem, zakładając ręce na piersiach.

– Dokładnie jak twoje poczucie humoru – skwitował Scott, nonszalancko, napierając bokiem o ścianę. – Andy – zwrócił się do szatyna, który wypalał spojrzeniem dziurę, na tyłku Kate. - To kawiarnia, nie burdel. Chyba pomyliłeś budynki.

– Gdybym chciał iść do burdelu, zajrzałbym do twojego pokoju – mruknął chłopak, oblizując wargę i z nieuprzejmym uśmiechem, zaprzestał poprzednich poczynień, skupiając całą uwagę na Hunterze. – Co tam, prosiaku? Betty, ze zdziwienia otworzyła usta, a gdy już miała przemówić, wyprzedził ją podniosły ton Scotta.

– Gówno – warknął chłopak, odbijając się od zimnej ściany. – Lepiej powiedz mi, gdzie zniknęły moje słuchawki.

– Och – westchnął Andy, dramatycznie, przykładając sobie dłoń do czoła. – Zapomniałem Ci powiedzieć, jakiś dzieciak ukradł mi w metrze – zachichotał nerwowo, przeczesując ręką wilgotne od potu włosy.

– Nie jeździsz metrem – wtrącił Hunter.

– Och! Powiedziałem metrem?! Miałem na myśli...

– Zamknijcie się już! – wrzasnęła Betty, sprawiając, że obydwaj delikwenci, nareszcie, zwrócili na nią uwagę. – Ktoś mi wyjaśni...

– Thomas Jefferson.

– Nie pytam o trzeciego prezydenta Stanów Zjednoczonych, jełopie! – wrzasnęła, z impetem, trzepiąc Huntera po głowie. – Kurwa, skąd się znacie? – uniosła ręce ku górze, potrząsając nimi niezgrabnie.

– Skąd? Mieszkamy pod jednym dachem – odpowiedział Andy, obejmując Scotta ramieniem, na co ten na wszelakie sposoby, usiłował strącić z siebie, jego wielkie łapsko.

– Co... – zajęczała Evans, czując, jak jej nogi miękną, a grunt, jakby płonie pod stopami. Miała wrażenie, że zaraz upadnie i rozwali sobie twarz, zdecydowanie bardziej boleśnie, niż dzisiejszego poranka.

– To mój kuzyn – wycedził niebieskooki, uciekając wzrokiem w bok, a blondyn, wyszczerzył się jeszcze bardziej, odsłaniając rządek, lśniących zębów.

– I do tego, ulubiony – dodał, czochrając Scotta po czuprynie, a Betty wydała z siebie przeciągły jęk rozpaczy, uświadamiając sobie, że chłopak, którego nawet polubiła, jest spokrewniony z tym, którego nienawidzi ponad wszystko. – To jak! – Andy zaklaskał niczym szczęśliwe dziecko. – Imprezka w klubie rolkarskim! – wykrzyknął, uradowany do granic możliwości. – Hun, jeśli znów, będziesz próbował zabić mnie na torze to...

– Chwila, on też idzie?! – ryknęła Betty, palcem, mierząc, w kierunku wyżej wspomnianego. Wpatrywała się w Andy'ego, na tyle intensywnie, iż musiało to wyglądać, co najmniej komicznie.

– Mówiłem, że będzie paru moich znajomych...

– ZNAJOMYCH – wyartykułowała. – Nie, skończonych dupków!

– Nadal tu stoję, jeśli nie zdążyłaś zauważyć – warknął Hunter, ochoczo, machając dłonią.

– Nigdzie z nim nie idę – oznajmiła, ignorując komentarz chłopaka.

– Betty...

– Nie Betuj mi tutaj – pogroziła palcem. – Koniec kropka.

– Wykupiłem karnet na wszystkie tory! – jęknął Andy, opadając na przyścienną kanapę. – Co ja sam zrobię z tym dożywotnim zapasem czasu... – oparł łokcie na kolanach, leniwie, przejeżdżając ręką, po świeżo ogolonej twarzy. – Tyle godzin...

Zakład o życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz