Zatrzymać czas

1K 62 27
                                    

Betty otworzyła drzwi pokoju i z impetem zamknęła je z taką siłą, że meble w pomieszczeniu aż zadrżały. Schowała twarz w dłoniach, a po chwili jej cztery ściany wypełnił cichy dźwięk rozpaczliwego łkania. Tęskniła za mamą. Za porządkiem, przyjemną atmosferą, którą rozprowadzała po całym domu. Za starym tatą, tym który bawił się z nią klockami, kiedy była malutka, tym który pomagał jej w lekcjach, czy nawet ochrzaniał, gdy zrobiła coś głupiego. Tak bardzo chciała wrócić do tamtych beztroskich czasów, kiedy to nie musiała przejmować się tym, że nie ma co zjeść na śniadanie. Otarła mokry i bolący policzek wierzchem starej bluzy i podeszła do popękanego naściennego lustra w ciszy i skupieniu, badawczo wertując swoje odbicie.

Nie była ładną osobą, a przynajmniej nigdy by sama siebie tak nie nazwała. Kiedyś, kiedy nie musiała nakładać kilogramowej ilości kosmetyków lub oszczędzać każdy grosz, by coś zjeść – wtedy można byłoby pokusić się o stwierdzenie, że jest przeciętna, ale teraz? Rudowłosa pokręciła głową, a jej oczy zalała fala smutku. Czy to coś złego, że chciałaby wyglądać lepiej? Obecnie mogła robić za córkę Snape'a, tylko taką bez urodziwej matki. Obok lustra, które i tak lekko zniekształcało wygląd przez swoje zniszczenia, stała komoda. Mebel z ciemnego drewna nie prezentował się najlepiej, ale nadal był w lepszym stanie niż przykładowo drzwi do pokoju, czy biurko obładowane papierami.

Westchnęła sięgając do kosmetyczki. Nałożyła trochę toniku na wacik i ostrożnie zaczęła przemywać twarz, uważając na czerwony polik. Na szczęście, Charlotte rozumiała sytuację na tyle, by oddać jej swoje kosmetyki, których już nie używała lub kupić te, które uznała za potrzebne. Mimo że Betty nigdy nie chciała, by przyjaciółka cokolwiek fundowała, musiała się zgodzić, że były to rzeczy niezbędne. Gdy buzia wreszcie była czysta potraktowała ją maścią, a chwilę później podkładem i pudrem. Kilka razy syknęła, gdy ból po uderzeniu dał o sobie znać. „Mogło być gorzej" – powtarzała jak mantrę.

Związała raz jeszcze włosy, bo z poprzedniego koka nie zostało nic... Gumki także nie było. Zapewne walała się gdzieś po salonie. Betty nie miała jednak odwagi pójść tam po tak głupią rzecz, więc po prostu okręciła kawałek pasma wokół reszty... Sztuczka podpatrzona gdzieś w internecie nareszcie zasłużyła na chwilę sławy. W uszach wylądowały jeszcze słuchawki i cicho puszczony kawałek Lany del Rey. Evans słuchała wszystkiego po trochu, a jej playlista była mieszanką najróżniejszych gatunków.

Jak najszybciej spakowała swoje rzeczy po czym opuściła pokój. Omijając te schodki, które trzeszczały najbardziej, powoli schodziła na dół. Już była w korytarzu, brakowało jej tylko kilku chwil, by wyjść na zewnątrz – migiem nakładała na siebie czapkę, kurtkę, gruby szalik i wysokie, ciepłe kozaki.

– Gdzie się wybierasz? – usłyszała głos z salonu, ale zignorowała go, udając głuchą i szybko wyszła z domu. Będąc na werandzie, odetchnęła z ulgą i powolnym krokiem ruszyła do przyjaciółki, wsłuchana w melodię płynącą ze słuchawek.

Nie minęła minuta, gdy nagle poczuła miękki ocieplany materiał, w który gwałtownie wbiła nos. Jak poparzona odskoczyła do tyłu, dotykając się po twarzy, ale niczego dziwnego na niej nie wyczuła. Żadnego puchu czy frędzelków. Uniosła głowę ku górze i ujrzała przed sobą wysokiego chłopaka, który patrzył na nią z dziwnym grymasem. Wyglądał jak model. Miał jasne włosy, podchodzące pod platynę, a jego skóra była bledsza od ściany. Nosił okulary przeciwsłoneczne, co było co najmniej dziwne, ponieważ trwała zima. Przygryzł wargę, zdejmując gogle, a teraz mrużył oczy, jakby chciał w ten sposób przedrzeć się przez wszystkie warstwy dziewczyny, docierając do najciemniejszych czeluści jej duszy. Skupił wzrok na jej buzi i delikatnie zaciągnął nosem. Betty stała jak słup soli, rozmyślając co w takich sytuacjach robią normalni ludzie. Wzruszyła ramionami i wyminęła nieznajomego, udając, że nie istnieję.

Zakład o życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz