Żadna praca nie hańbi

358 22 10
                                    


Mijały kolejne dni, a Betty Evans, nadal nie potrafiła poskładać myśli dotyczących tamtego wieczoru. Nawet, teraz kiedy leżała w łóżku, objadając się lodami, które znalazła na dnie zamrażarki, nie umiała dojść do siebie. I tak wegetowała, nie wiedząc nawet ile, obserwując za oknem, jak księżyc przegania słońce i na odwrót. Nie sięgała po telefon, chociaż kilka razy, kątem oka widziała wiele nieodebranych połączeń od Andy'ego, Leo, Matta. I jego. Wyszła tylko na chwilę, dwa dni temu, by nie opuścić pogrzebu swojej najlepszej przyjaciółki. Później wszystko działo się już samo. Miała wrażenie, że wraz z upływającym czasem, jej ciało zlało się z przestrzenią. Że przyległa do podstarzałego materaca, a jej głowa stanowiła jedność z kolorową poduszką. Dla oderwania myśli, obejrzała tonę seriali. Jakby można było się tego spodziewać, nic jej to nie dało, ponieważ kiedy Damon Salvatore coś mówił, miała wrażenie, że słyszy Huntera, opowiadającego jej swoją historię.

Jak miała do tego podejść? Niezliczoną ilość razy, mózg podsuwał jej obrazy, których za nic w świecie nie chciała oglądać. Mały chłopiec i dorosła kobieta. Grymas na twarzy, uśmiech i łzy. Później, malec powoli zaczynał, przeistaczać się w wysokiego, barczystego, pełnego chłodu i rezerwy mężczyznę. Nie zmieniło się tylko to, że nadal płakał.

Próbowała nie myśleć o tym, co wydarzyło się między nimi i co wydarzyć się mogło. W pewnym momencie, po zbyt długich i intensywnych analizach, przez chwilę nawet żałowała, że nie pozwoliła poprowadzić tego dalej. Wtedy z automatu stanowczo kręciła głową, powracając do rzeczywistego stanu rzeczy.

Hunter ją lubił. Lubił ją tak, jak ona lubiła jego.

Nie wiedziała, jak się z tym uporać i nawet kiedy noc, po raz kolejny spotykała się z dniem, a jej telefon wyzionął ducha wraz z napływem fali nowych wiadomości, ona nadal nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na niewygodne pytania.

***


Stała przy lodówce, przygryzając wewnętrzną część policzka, palcem stukając o drzwiczki urządzenia. Z wnętrza, uśmiechał się do niej karton mleka i zgniły ogórek, a nieprzyjemny fetor przenikający jej nozdrza utwierdził ją w przekonaniu, że czas pójść na zakupy. W zadumie pognała po swój portfel, stwierdzając, że przydałby się kredyt. Wzruszyła ramionami i znów wróciła do kuchni, wysypując na blat zawartość skórzanego opakowania. Z zamyślenia i liczenia kolejnych drobnych, wyrwał ją dźwięk dzwonka. Uniosła brew, ponieważ ten dzwonek prawie nigdy nie działał, ale po krótkiej chwili pokręciła głową, wracając do przerwanej czynności. Dźwięk stawał się coraz bardziej natarczywy, ale Betty nadal, z tą samą siłą próbowała go ignorować. Była w domu sama, ponieważ Johna wywiało, Bóg wie gdzie, a ona nie spodziewała się gości. Letarg ustał. Westchnęła, zgarniając ze stołu kilkanaście monet, po czym wyszła z kuchni, chcąc wrócić do swojego pokoju. Minęła próg i odruchowo spojrzała w stronę drzwi wejściowych, a kiedy dostrzegała w nich Huntera, pieniądze wypadły jej z rąk, głośno odbijając się od podłogi.

Zacisnęła usta w cienką kreskę, zakładając ręce na piersiach. W środku szalała niczym burza, jednak na zewnątrz pozostała spokojna. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała stanąć z nim twarzą w twarz, ale nie sądziła, iż ta chwila nastąpi po niespełna tygodniu. A teraz stał przed nią, w tych czarnych dobrze przylegających spodniach, tego samego koloru skórzanej kurtce, wyglądając jak zawsze zbyt perfekcyjnie. Przełknęła ślinę, lustrując jego twarz. Długie włosy, kaskadami opadały mu na ramiona, a pokaźne sińce pod oczami zmusiły Betty do refleksji.

Czyżby było spowodowane tym samym, przez co ona sama nie mogła zaznać spokojnego snu?

Odchrząknęła, gdy cisza zaczęła im ciążyć i jak na zawołanie zwróciła tym uwagę Huntera, który z rękami wbitymi w kieszenie postąpił kilka kroków w jej stronę. Zacisnął szczękę, wzrokiem uciekając gdzieś na bok, lecz finalnie, po chwilowym zawieszeniu, wrócił do jej twarzy, hardo unosząc podbródek do góry.

 – Cześć, Evans – przemówił, ochrypłym głosem.

– Po co przyszedłeś? – zignorowała jego przywitanie. Jej głos drżał jak prawie nigdy.

– Chyba musimy pogadać – westchnął, przecierając zmęczona twarz dłonią. – Nie zaprzeczaj – dodał, nim zdążyła otworzyć usta.

Zakład o życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz