Dzięki, Evans

484 24 15
                                    

– To tak zawsze? – mruknęła Betty do Huntera. Nie kontynuowała jednak wypytywania chłopaka, mimo wielkich chęci z prostych względów – wyglądał na zszokowanego. Na jego twarzy naprawdę widniały emocje. I to dłużej niż przez sekundę, czy dwie.

Betty musiała przyznać, że taki – ożywiony – wyglądał zdecydowanie lepiej. A potem podeszli wystarczająco, by usłyszeć kłótnie.

– WYNOŚ SIĘ! – krzyczał stojący na schodach starszy mężczyzna. Andy chował się z tyłu i obserwował to wszystko z szerokim, zadowolonym uśmiechem. – NA WIELE CI POZWALAŁEM, ALE ZDRADA? W MOIM DOMU ŚMIAŁAŚ PIEPRZYĆ JAKIEGOŚ MAŁEGO GNOJA?! W. MOIM. DOMU – cedził, zaciskając ręce w pięści, wyraźnie zły, ale nie smutny... Betty szybciej widziała w jego oczach zrezygnowanie niż rozpacz.

„Chyba już od dłuższego czasu im nie wychodziło" – przeszło jej przez myśl.

Sonozaki Scott mimo tego nie dała się zagiąć. Jej twarz wykrzywiona w wyrazie wściekłości i oczy ciskające gromy. Postawa pewna siebie, dumna... dosłownie patrząca z góry na Pana Scotta, mimo że to ona została wyrzucona z domu. To ona stała z walizkami przed bramą i papierami (pewnie rozwodowymi) w dłoni.

– Uważaj, co mówisz, mężu – jadowicie podkreśliła ostatnie słowo. – Gniłam przy tobie przez dwadzieścia lat mojego życia. Mimo że dobrze wiedziałam, że kochasz tę rudą wywłokę, szmatę Rodewick – wypluła zniesmaczona.

Betty zastygła w szoku. Hunter natomiast zdążył dojść do siebie i teraz oglądał to wszystko z niemałą radością i naprawdę zainteresował go fakt nagłego zmieszania rudej. Jakby słowa Sonozaki wbiły ją w ziemie.

– Co Ci, Evans? – spytał po cichu, by nie przeszkadzać w tej pięknej scenerii, jaka działa się przed nim.

– Jak tylko to... To coś... Dobiegnie końca – wyjąkała niepewnie, po czym kontynuowała już twardo – Muszę porozmawiać z twoim ojcem. Rodewick to nazwisko mojej matki. Panieńskie – dodała na koniec.

– NIE MASZ PR... – ojciec Scotta znów przemówił, jeszcze głośniej niż wcześniej. Zraniony. Zmęczony.

– Widzisz? – uniosła ręce do góry w geście rezygnacji, ale zarazem kpiąco. – Oto dowód na moje słowa! Nadal ją kochasz! Po tylu latach. Mimo że wybrała innego, bawiła się tobą i tym drugim, a potem pozostawiła samych sobie! – prychnęła. W jej oczach błysnęła okrutna satysfakcja. Ból na twarzy mężczyzny był dla tej kobiety uciechą. – Ostrzegam Cię, Ren zapłacisz mi za to. Ty i ta pożal się Boże sierota – wskazała długim paznokciem na Huntera.

Po czym zatrzasnęła drzwi samochodu i odjechała z piskiem opon.

Kiedy ona schowała te walizki?

***

Hunter i Betty od godziny siedzieli w salonie, kartkując książki od fizyki, ale tak naprawdę czekali, aż ojciec chłopaka odetchnie i zejdzie do nich na dół. Andy dowiedziawszy się od Huntera o całej sprawie, postanowił im potowarzyszyć. Leżał rozwalony na kanapie, przeplatając w dłoniach pasma włosów Betty, która siedziała na podłodze, co jakiś czas marszcząc brwi. Z nieznanego sobie powodu, Hunter czuł irytację. „Co oni się tak zaprzyjaźnili?" – pomyślał.

Odetchnął z ulgą, gdy do pokoju wszedł staruszek, choć nie dał po sobie tego poznać. Betty podskoczyła i urocza scenka została przerwana. Mimo to nie przemówiła, niepewna jak zacząć. Wyraźnie czuła niezręczność całej sytuacji.

Hunter uśmiechnął się szerzej. Jak jakiś mistrz zbrodni, przestępca w swoim królestwie, rozsiadł się w fotelu, naprzeciw tego, na którym właśnie opadł zrezygnowany Ren. Splótł palce przed sobą i oparł ramiona na podłokietnikach.

Zakład o życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz