Jedno wspomnienie

455 35 8
                                    

– Nie będę robił tego ciągle! – krzyknął, na co ta, pokazała mu tylko środkowy palec. Mimowolnie, na jego twarz wpłynął kpiący uśmiech. Betty Evans, mimo że często przyprawiała go o nerwobóle, potrafiła zachować się w porządku. Mimo że irytowała tak bardzo, iż codziennie pragnął urwać jej głowę, nie miała wpływu na to, co spotkało ją w życiu.

I tak samo na to, co dopiero miało nadejść.

Wsiadł do samochodu, zapinając pas. Zastanowił się chwilę, po czym wyrzucając niedopałek papierosa za okno, postanowił go odpiąć.

– Jebana Evans, przez nią zaczynam patrzeć na bezpieczeństwo – warknął, przekręcając kluczyk w stacyjce. Wykręcił i już miał opuścić dworzec, gdy zza otwartej szyby, dobiegły chaotyczne krzyki. Nie brzmiały naturalnie. Nie ukazywały radości. Podekscytowania czy szoku. Były pieśnią bólu i paniki. Zmrużył oczy, wychylając głowę z samochodu, jednakże nie był w stanie dostrzec niczego, przez ściśnięty w kupę tłum. Hunter z natury był ciekawski i nie miał zamiaru przepuścić okazji na sensację, która prawdopodobnie i tak w jego życiu, nie zmieni niczego. Przeklął i opuścił auto, zatrzaskując za sobą drzwi, a przeciskając się przez hordę ludzi, miał wrażenie, że zaraz wtopi się w jedną, wielką mięsną masę. Stanął na przodzie, a gdy zobaczył Evans czołgającą ciało po betonie, nie zareagował od razu. Stał tam dłuższą chwilę, próbując zrozumieć, co jest grane. Kiedy jego wzrok, padł na zakrwawioną postać nieopodal, którą raz widział tamtego wieczoru w rolo, nie miał więcej pytań. Nie myśląc za dużo, podbiegł do rudowłosej, podnosząc ją z bruku.

– Ej! - krzyczał, potrząsając nią jak lalką. – Wiewióra, pobudka! – sapnął, wędrując spojrzeniem tam, gdzie cały czas patrzyła dziewczyna. Domyślał się, że tak naprawdę była w tak wielkim szoku, że nie widziała już niczego. – Nie patrz tam! – wrzasnął, przyciągając jej twarz do swojej. Ich oczy, spotkały się, jednakże Betty odzyskała świadomość tylko na moment, a potem znów popadła w obłęd. – Cholera... Niech ktoś zadzwoni na pogotowie! – ryknął, chwytając dziewczynę pod uda. Po chwili, jakby nic nie ważyła, pośpieszył w kierunku swojego samochodu. Otworzył drzwi i posadził bezradną, zszokowaną i nieobecną, w tym momencie kruchą Evans, na siedzeniu, gorączkowo dociekając co ma robić dalej. Przez jego głowę, przepłynęła myśl o zakładzie. Wiedział, że to jego szansa. I wiedział też, że to, co się właśnie wydarzyło, jest przepustką do otwarcia drzwi wygranej. Zdawał sobie sprawę z tego, że to okrutne. Ale miał gorsze rzeczy na głowie niż czyjeś tragedie. Rozważał każdą możliwą opcję. Mógł odstawić ją do domu. „Raczej tatuś nie zrobi na niej wrażenia". Mógł odwieźć ją do Busty Bean „Może..." albo mógł też zabrać dziewczynę do siebie "Wykluczone!". Okrążył auto, zasiadając na miejscu kierowcy i delikatnym, jak na niego ruchem, zapiął pas, swojej towarzyszki.

– Evans, jesteś tam? – zapytał, ale odpowiedź nie nadeszła. – Zawiozę Cię do domu...

– NIE!!! – wrzasnęła Betty, uderzając czołem o szybę. – Lottie. Krew. Lottie. WRACAJ TAM KURWA, WRACAJ – zaczęła szarpać za klamkę, bić się po twarzy, gryźć swoje ręce. Kopała i wierzgała na prawo i lewo, przy okazji nokautując Huntera, który ze spokojem obserwował ten pokaz. – WYPUŚĆ MNIE!! – lamentowała. – KURWA!! – wrzeszczała przez łzy, trąbiąc klaksonem. – Proszę – ślina ciurkiem, kapała jej z ust. Wpadła w szał, a to zdziczałe spojrzenie, zawisło na jego wargach.

– Wybacz... – szepnął Hunter, wzdychając ciężko, a po chwili uderzył Betty w głowę, pozbawiając ją resztek świadomości.

Westchnął głęboko, przejeżdżając ręką po twarzy. Zmrużył oczy, wiedząc doskonale, że to, co właśnie uczynił nie było za mądre. Ale wiedział też, że innego wyboru nie miał. Przekręcił kluczyk w stacyjce i z piskiem opon ruszył przed siebie, obserwując ambulans i policję, która pracowała na miejscu wypadku. Odwrócił wzrok, kiedy szara płachta, zlała się z bezbronnym nastoletnim ciałem. Pędził główną ulicą, w głowie próbując odtworzyć drogę do domu Evans. Nie było to zbyt trudne. Takich ruder, mało było w tym słonecznym mieście. Kątem oka, co jakiś czas obserwował Betty, której klatka piersiowa unosiła i opadła w miarowym tempie. Teraz, była spokojna. Nieświadoma. Wiedział, co wydarzy się, gdy nastanie u niej dzień. Znał to uczucie. Uczucie straty. Miał świadomość jak to jest, kiedy osoba, którą kochasz, którą cenisz odchodzi. Bez pożegnania. Taka sytuacja zmienia człowieka bezpowrotnie. Bezkresny lód i ból. I, mimo że mogłeś ugasić ten żar obojętności, do najprostszych zadań to nie należało. Skręcił w kolejną uliczkę, po raz kolejny wertując brudne, ciemne zaułki osiedla. Przełknął ślinę, jeszcze raz patrząc na Evans. Nie rozumiał jak tak krucha dziewczyna, była w stanie mieszkać w takim piekle. Przyspieszył, kiedy grupka zakapturzonych mężczyzn zaczęła krzyczeć za jego samochodem. Mógł wysiąść i zrobić z nimi porządek, to fakt, ale najzwyczajniej w świecie, nie miał na to ochoty. Kiedy dotarli na miejsce, zgasił silnik, dość długo zastanawiając się nad tym, czy dobrze postępuje. Jeśli teraz, obudzi Evans i każę jej spieprzać, możliwe, że już na zawsze straci szansę na wygranie zakładu. Natomiast jeśli tego nie zrobi i zabierze ją gdzieś indziej, wykonanie zadania, może być dla niego nierealne. Hunter nie miał jakiś sadystycznych poglądów, jednakże dotrzymanie tajemnicy przed ojcem, stanowiło dla niego sprawę obligatoryjną. Przeklął cicho i w momencie, kiedy podjął decyzję, chwytając Betty za ramię, poczuł ucisk na swojej nodze. Ręka dziewczyny zacisnęła się na jego udzie tak mocno, że przez chwilę miał wrażenie, iż krew odmówiła jej posłuszeństwa. Westchnął, marszcząc czoło, a po sekundzie, wkurwiony na cały świat, opuścił przydrożny parking. Odpalił papierosa, wracając tą samą uliczką, którą przyjechał. Grupka młodych agresorów siedziała pod sklepem, rzucając szklanymi butelkami w przypadkowe obiekty. Hunter zacisnął ręce na kierowcy, a żar z peta wylądował na jego spodniach, wypalając w nich małą dziurkę. Zatrzymał auto i zirytowany do granic możliwości wysiadł, delikatnie zamykając za sobą drzwi, by nie obudzić swej towarzyszki, której koniec końców, postanowił się nie pozbywać. Przez jego głowę, przemknęła natrętna myśl na temat tego, że zaczyna o nią dbać. Cóż, wkurwiło go to jeszcze bardziej, więc postanowił dać upust swoim emocjom, na irytujących go od kilkunastu minut delikwentach.

Zakład o życieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz