17. Na ratunek

243 16 24
                                    

Bella pov's

Kilkadziesiąt godzin później siedziałyśmy w samochodzie jadącym do Voltery. Alice cały czas czekała na decyzję Volturi. Aż wreszcie zapadła:

- Nie zgodzili się. Teraz mój bardzo mądry brat, obmyśla najlepszy plan na ujawnienie się.

Jej oczy ponownie zaszły mgłą.

- Co za idiota! Ma zamiar skoczyć z dachu Voltery!

- A- ale Czemu?!

- Kto wie. Edek to jest trochę dziwny. Ma naprawdę dziwne pomysły!

W momencie gdy wjechałyśmy do miasta, wokół nas zaczęło kłębiłć się mnóstwo ludzi, w czerwonych pelerynach.

- Który dzisiaj jest?- zapytała moja przyjaciółka.

- 25 kwietnia. A dlaczego?

Alice westchnęła cicho.

- Dzisiaj jest dzień świętego Marka. Wszyscy ludzie świętują. Podobno wtedy Marek wygnał wszystkie wampiry z miasta. Jest to jednak legenda. W tym momencie ich ,,wybawca" również jest wampirem, pod pseudonimem Marcus...
Dobra, dosyć gadania. Załóż to.

Wtedy wróżka dała mi pelerynę.

- Spróbuj jak najszybciej dostać się do Palazzo dei Priori. To jest jedna z najwyższych wierz. Dalej będziesz wiedziała co robić... Masz 5 minut!

Skinęłam głową i wysiadłam z ukradzionego samochodu, a następnie zaczęłam się przepychać. Widziałam tam już mój cel. Minutę później stałam pod budowlą. Miała ponad 300 metrów.

I co teraz mam zrobić? Przecież tam nie wejdę!

- Edward!- wrzasnęłam. Wiedziałam, że jako wampir mnie usłyszy. Jednak on tylko się uśmiechnął i zrobił krok do przodu.

- Mamma. Guarda!- usłyszałam czyjś głos. Spojrzałam w stronę, skąd dobiegał i okazało się, że
5-6 letnia dziewczynka, zauważyła mojego ukochanego i wskazywała na niego palcem. Na szczęście matka to zignorowała i pociągnęła dziecko do tłumu. Chociaż jeden problem mniej...

Wtedy wpadłam na genialny pomysł. Przecież gdzieś tu muszą być schody!

Tak jak przypuszczałam, były z tyłu budynku. Z nadludzką szybkością wbiegłam po nich.

- Edward, ty matole. Natychmiast się zatrzymaj!- wrzasnęłam.

Mój luby odwrócił się i spojrzał na mnie zszokowany. Chwilę później staliśmy i przytulaliśmy się.

- Bella. T-ty żyjesz?!

- Nie. Stoję tu jako duch.- odpowiedziałam sarkastycznie.
- Ale ty zaraz znajdziesz się po drugiej stronie świata. Co ci odbiło?! Serio jesteś takim deklem jak mówią?!

Wydzierałam się na niego, do momentu gdy zauważyłam stojącą w cieniu postać.

- Chodźcie za mną.

Miałam już coś powiedzieć, jednak Edward mnie powstrzymał

- Rób co mówi...

Posłusznie poszliśmy za postacią. Chociaż miała na sobie pelerynę i naciągnięty na głowę kaptur, mogłam wywnioskować, że była to raczej kobieta. Tylko czemu mój luby, tak na nią zareagował?

Pogrążona w rozmyślaniach, nie zauważyłam że staliśmy w ogromnej sali, przypominającą salę tronową.

- Edwardzie! Jak miło mi Cię widzieć! A to jest zapewne nasza droga Bella! Miło mi Cię poznać!- przywitał się Aro.

- Chwila. Czy Bella nie miała być martwa? Co prawda jest martwa, jednak miała być martway, martwa!

Zaskoczona spojrzałam na ukochanego. On tylko odwrócił wzrok.

- Pomyliłem się. Każdy ma do tego prawo, prawda?

- Tak, tak. Oczywiście. Może pomyślałeś nad moją ofertą dołączenia do straży? Oczywiście twoją dziewczynę, też z wielką chęcią przyjmiemy!

- Dziękujemy Aro za propozycję, jednak z niej nie skorzystamy. Chcielibyśmy wrócić tylko do domu i do rodziny.

- Nie wątpię w to. Jednak co mogę zrobić żebyście zmienili zdanie? Zależy mi na waszej obecności tutaj. Ty Edwardzie masz potężny dar. Jednak nasza droga Isabella, była już bardzo potężna jako człowiek... Kto wie jaki dar będzie miała! Jak was przekonać?

- Daj mu pierogi!- usłyszałam czyjś głos zza mnie. Szybko się odwróciłam. Stała tam Alice z Emmettem. Emmettem, który w tym momencie zwijał się ze śmiechu na podłodze...

- Kogo my tu mamy?

600 słów

Moonlight//zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz