Rozdział 2. Michael

76 9 3
                                    

22 czerwca

Stałem przez chwilę jak zamurowany, zastanawiając się, co powinienem zrobić. Szczerze mówiąc zamierzałem oddać tej dziewczynie pieniądze za telefon, chociaż to i tak z pewnością nie umniejszyłoby całej szkody. Wiedziałem, że ucierpiało nie tylko to.

Ona jednak zamknęła mi usta i zwyczajnie uciekła. Podejrzewałem, że nie chciała mieć ze mną nic wspólnego, podobnie jak z bliźniakami. No i z Anastasią. Odchyliłem głowę w tył i potarłem twarz ręką na myśl o tej kobiecie. Musiałem z nią porozmawiać, to ona przecież zajmowała się dzieciakami, a na dodatek wiedziała o tym wszystkim.

Przekląłem pod nosem, wychodząc na parking. Mogłem zaczekać tam na bliźniaki, ale podejrzewałem, że już dawno ulotniły się ze szkoły. Nawet jeśli nie, to szukanie ich nie miałoby najmniejszego sensu. Pewnie i tak nie przejęliby się moją obecnością.

Rozmowa z moją byłą żona była ostatnią, na jaką miałem ochotę, ale wiedziałem, że, chcąc nie chcąc, to właśnie do niej muszę się z tym zwrócić. Dlatego właśnie kilkanaście minut później stałem już na podjeździe jej domu. W zasadzie to na podjeździe domu jej faceta.

Tak czy inaczej znalazłem się na toksycznym terenie, z którego należało jak najszybciej uciekać.

Zgasiłem samochód, ustawiając go za samochodem Brada i wysiadłem. Skierowałem się prosto do wejścia i nacisnąłem klamkę. Drzwi nie były zamknięte, więc postanowiłem z tego skorzystać: wszedłem do domu Anastasii w takim samym stylu, w jakim ona zawsze wpadała do mojego gabinetu w kancelarii. Od progu domu słychać było jakąś kłótnię.

– To wszystko twoja wina! – Usłyszałem podniesiony głos Beth. Uniosłem brwi w zdziwieniu, kierując się w stronę salonu. – To ty się na to zgodziłeś. Za nas oboje.

– Mhm. Coś jeszcze?

– Przez ciebie mamy teraz przejebane.

– Nie mamy. Właśnie skończyliśmy szkołę tydzień wcześniej niż wszyscy. Powinnaś skupić się na tym.

– Nie wierzę, że to mówisz. Przez ten debilny pomysł właśnie straciłam szansę na stypendium, a mówiłam ci, dlaczego mi na nim zależy.

– Masz wystarczająco dużo kasy, żeby to ogarnąć. Albo inaczej: mama ma na to wystarczająco dużo kasy.

– Dobrze wiesz, że ona nigdy się na to nie zgodzi.

Wszedłem do pomieszczenia, kiedy Beth groziła bratu palcem. Na chwilę przystanąłem w progu, obserwując ich. Brad stał znudzony, z rękami założonymi na piersi. Był od niej o kilkanaście centymetrów wyższy, ale ona nie zwracała na to uwagi. Ze swoją buntowniczą postawą wyglądała tak, jakby przerastała go dwukrotnie. Na jej twarzy pojawił się złowieszczy wyraz. Zauważyła mnie dopiero po chwili, gdy odsunęła się od brata. Zacisnęła usta w wąską kreskę i odetchnęła głęboko. Brad również odwrócił się w moją stronę i prychnął pod nosem, kręcąc głową.

– Gdzie mama? – zapytałem.

– Nagle cię to obchodzi? – mruknął, przechodząc w pośpiechu obok mnie. Zerknąłem za nim przez ramię, ale nie odpowiedziałem. Nawet nie byłem pewien, co mógłbym odpowiedzieć, by w końcu go zadowolić.

– Jest na tarasie – powiedziała Beth, również zbierając się do wyjścia z pomieszczenia. Kiwnąłem jej głową, na znak, że zrozumiałem.

– Powinniśmy o tym pogadać – rzuciłem, zanim wyszła.

– Tak, jasne – mruknęła bez entuzjazmu.

Wiedziałem, że na tych słowach kończy się nasza konwersacja. I obecna, i przyszła, o tym, co stało się w szkole. Bliźniaki nigdy nie rozmawiały ze mną na poważne tematy, więc byłem pewien, że o tym również nie zdołamy porozmawiać. Anastasia zdołała odsunąć je ode mnie na każdy z możliwych sposobów, a teraz to wszystko się na mnie mściło nawet na tak głupie sposoby, jak brak normalnego kontaktu.

THAT SUMMEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz