14 września
Mijał właśnie kolejny dzień odkąd...
No tak, prawdopodobnie nie powinienem o tym myśleć. Ani tym bardziej liczyć każdego pojedynczego dnia, który coraz bardziej oddalał mnie od tamtej chwili, gdy po raz ostatni widziałem się z Alyssią.
Ale kto mógłby przetłumaczyć to mojemu mózgowi?
Nawet ja sam nie potrafiłem tego zrobić. Trzy dni wcześniej spotkałem się z Myrah. To miało pomóc. Ale tak w skrócie?
To była kompletna porażka.
Porozmawialiśmy trochę, choć tematy wcale nam się nie kleiły. Moje myśli i tak uciekały w innym kierunku. Nawet jeśli by tego nie robiły, to i tak nie mieliśmy z Myrah żadnych wspólnych zainteresowań. Nawet wzajemne zainteresowanie sobą nam nie wychodziło.
Myrah zdawała się być mocno zainteresowana mną, ale ja nie mogłem powiedzieć tego samego o moim zainteresowaniu wobec niej.
Ostatecznie doszliśmy do wspólnego porozumienia, że i tak nic by z tego nie wyszło. Cóż, prawie wspólnego. W pewnym momencie oznajmiłem z całą grzecznością i szacunkiem, że Myrah jest naprawdę świetną kobietą, ale to nie było to. Potem zostałem przez to zwyzywany od dupków, którzy najchętniej tylko bawiliby się kobietami i ich uczuciami. Dopiero po tym krótkim wybuchu kobieta przyznała mi rację, na zakończenie kolacji oblewając moją koszulę winem.
A wszystko przez to, że po prostu nie była Alyssią.
Westchnąłem ciężko i podniosłem się z sofy w salonie, łapiąc do ręki pilota i wyłączając nim wiszący na ścianie telewizor. Spędziłem dobre dwie godziny bezsensownie wlepiając wzrok w ekran. Szczerze mówiąc, gdyby ktoś spytał mnie, co dokładnie oglądałem, nie miałbym pojęcia co odpowiedzieć. Nie umiałem się skupić, bo myślami ciągle krążyłem wokół niej.
– To jest w cholerę niezdrowe, Valenzi – mruknąłem do siebie, odrzucając pilota na skórzaną sofę i przejechałem dłonią po okrytej koszulką klatce piersiowej, oddychając głęboko.
Poczułem, jak w końcu ogarnia mnie zmęczenie. Tak naprawdę nie byłbym w stanie zasnąć, gdybym nie był kompletnie wykończony. Teraz istniała przynajmniej szansa, że moje oczy po prostu się zamkną, a myśli wyparują chociaż na chwilę.
Obróciłem się, ziewając i zamierzając iść na górę, by w końcu się położyć, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Dźwięk wydał mi się dziwnie naglący, choć nie różnił się przecież niczym od innych przypadków, w których dzwonił. Ruszyłem do wejścia do apartamentu, marszcząc brwi i zastanawiając się, kto mógł próbować dostać się tutaj o tej porze. Było już dobrze po dziesiątej w nocy. Otworzyłem drzwi i podniosłem wzrok. Poczułem jak moja szczęka opada lekko w dół, a oczy rozszerzają się.
Stała tam, z włosami związanymi w niedbały, rozwalony warkocz, który opadał jej na pierś. Oddychała szybko. Miała na sobie tylko czarne jeansy, koszulkę na krótki rękaw i tenisówki. Musiało być jej przeraźliwie zimno, jednak wydawała się nie zwracać na to uwagi. Wróciłem spojrzeniem do jej twarzy. Była zaczerwieniona. Jej piękne usta były rozchylone, z kącika lewego oka spłynęła pojedyncza łza.
– Lizzie...
Ledwie zdążyłem się odezwać, a ona już rzuciła się w moją stronę, zarzucając mi ręce na szyję i przywierając do mnie mocno.
Cofnąłem się o kilka centymetrów, amortyzując jej nagły ruch, po czym szybko podniosłem ramiona i objąłem ją. Zatrzasnąłem drzwi jedną ręką, zamknąłem je na klucz i znów położyłem swoją dłoń na jej boku, oplatając ją ciasno ramieniem. Drugą rękę przesunąłem wyżej, zamykając swoją dłoń na jej karku i przyciągając bliżej do swojej piersi. Moje serce biło szybko i byłem pewien, że mogła je usłyszeć, ale nie obchodziło mnie to.
CZYTASZ
THAT SUMMER
Romance„Trzeba cieszyć się każdą najdrobniejszą chwilą, bo nigdy nie wiadomo kiedy zostanie ona przerwana". Alyssia McPherson to doświadczona przez życie dwudziestolatka, która mimo młodego wieku skrywa głęboko w swoim sercu trudne tajemnice. Z początkiem...