Rozdział 11. Alyssia

47 4 1
                                    

11 lipca

Zerknęłam na telefon, kiedy usłyszałam dźwięk nadchodzącej wiadomości. Uśmiechnęłam się pod nosem, czując narastającą ekscytację, i parsknęłam pod nosem, kiedy odczytałam SMS-a.

M: Powóz nadjechał, szanowna Pani.

Schowałam telefon do kieszeni, upewniając się po raz piąty, że za etui znajdowało się moje prawo jazdy i trochę gotówki. Ostatni raz zerknęłam w lustro, sprawdzając swój wygląd. Z ulgą stwierdziłam, że wyglądałam całkiem w porządku, choć mój strój nie różnił się zbytnio od tych, które zwykle nosiłam. Moje ulubione poprzecierane czarne jeansy i ciemnozielona, luźna koszulka. Klasycznie i wygodnie. Włosy spięłam w dość ciasny kucyk, by żadne kosmyki nie przeszkadzały mi podczas „wyścigów". Część z nich postanowiła mnie nie słuchać, wydostając się spod gumki i okalając moją twarz. Nie zamierzałam jednak narzekać, bo miało to swój urok.

Pokręciłam głową, odchodząc od lustra, kiedy zdałam sobie sprawę, że zbyt wiele wagi przypisywałam w tamtej chwili swojemu wyglądowi. Wyszłam z pokoju, kierując się do drzwi wejściowych do domu. Zerknęłam na Patricię, która siedziała na swoim ulubionym fotelu w salonie, oglądając jakiś program kulinarny. Spojrzała na mnie spod rzęs.

– Wychodzę – stwierdziłam z uśmiechem, który od rana nie chciał zejść mi z twarzy.

– Zauważyłam – odparła, unosząc kącik ust i zerkając za okno. – Bawcie się dobrze. Zadzwoń wcześniej, jeśli będziesz chciała wrócić późno.

– Jasne! – odparłam, zamykając za sobą drzwi. Niemal w podskokach dotarłam do samochodu Michaela. Zmarszczyłam nieco brwi, zaglądając do środka przez okno, po czym wsiadłam do środka. – Nie sądziłam, że obowiązuje dziś strój formalny.

– Nie obowiązuje – stwierdził z uśmiechem. – Jeden z klientów chciał się pilnie spotkać przed jego wyjazdem do Londynu i wracam prosto z rozmowy z nim – wyjaśnił. – Będziesz miała coś przeciwko, jeśli najpierw wpadniemy na chwilę do mnie? Przebiorę się w coś wygodniejszego i pojedziemy na tor.

– Nie ma problemu.

Uśmiechnęłam się szeroko, nie mogąc powstrzymać adrenaliny, która zaczynała buzować w moich żyłach. Mój humor musiał też się udzielić Michaelowi. Parsknął pod nosem i pokręcił głową, odpalając samochód.

– Pasy – mruknął, spoglądając na mnie. Dopiero kiedy zapięłam się w fotelu, odwrócił wzrok, wrzucając bieg i włączając się do ruchu.

W kilka minut dostaliśmy się do budynku, w którym, jak zgadywałam, znajdowało się jego mieszkanie. Michael zaparkował samochód na jednym z miejsc na podziemnym parkingu. Przez całą drogę moja noga podskakiwała niekontrolowanie, odbijając się stopą od podłogi.

– Chodź, nie będziesz przecież czekać w samochodzie – stwierdził Michael, sięgając do klamki.

– Boisz się, że ci go ukradnę?

– Raczej tego, że go rozniesiesz. Buzuje w tobie jakaś niebezpieczna energia – rzucił zaczepnie, wysiadając z auta. 

Odpięłam pas i wyskoczyłam ze środka, kierując się w jego stronę. Wsiedliśmy do windy i Michael wcisnął ostatni przycisk. Co oni mają z tymi ostatnimi piętrami...

Kiedy winda zatrzymała się z krótkim brzdęknięciem i otworzyły się jej drzwi, zobaczyłam niewielki hol. Ruszyłam za Michaelem, mijając dwie pary drzwi po lewej i po prawej stronie, idąc pospiesznie w stronę tych naprzeciwko. Michael wyciągnął klucze z kieszeni i szybko otworzył drzwi, przepuszczając mnie w nich gestem ręki. Wkroczyłam do środka, rozglądając się w każdą stronę z zaciekawieniem.

THAT SUMMEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz