Rozdział 10. Michael

56 4 1
                                    

9 lipca

Myśl o zbliżającej się sobocie wywoływała we mnie zdecydowanie zbyt wiele emocji. Z każdym upływającym dniem zbierało się ich we mnie coraz więcej.

Już dawno nie wyczekiwałem żadnego dnia z tak dużą niecierpliwością.

Kiedy dzisiaj podniosłem się z łóżka, stwierdziłem, że najlepszym sposobem na rozładowanie tej burzy kłębiącej się wewnątrz mnie może być porządny, wycieńczający trening.

Zanim wyszedłem do kancelarii, spakowałem więc sportową torbę, z którą po pracy, w towarzystwie brata, wkroczyłem na jedną z miejskich siłowni. Nick, słysząc o moim spontanicznym planie, oznajmił, że nadszedł najwyższy czas na wprowadzenie w życie jego noworocznego postanowienia o zbudowaniu mięśni.

Nowy rok, nowy on, stare postanowienie.

Miałem wrażenie, że dla niego nowy rok oznaczał jutro. „Zrobię to jutro" w przekładzie na jego język powinno raczej brzmieć jak „zrobię to w przyszłym roku".

Trening faktycznie był wykańczający. Narzuciłem sobie szybkie tempo i trochę większe ilości powtórek niż zwykle. Po obejściu sali treningowej po całym ciele spływały mi krople potu. Zamysł był taki, że miały one pomóc w pozbyciu się z głowy ekscytacji, a z serca – tego głupiego ciepła, które je ogarnęło.

Nie miało to jednak nic wspólnego z końcowymi efektami.

Wyszedłem spod prysznica, o którym z nadzieją myślałem, że może chociaż on byłby w stanie trochę zmienić tor moich myśli. Z marnym skutkiem. Zrezygnowałem więc ostatecznie z pomysłu otrząśnięcia się. Postanowiłem pozwolić myślom dryfować, bo najwyraźniej nic nie było w stanie mi pomóc, i zacząłem zbierać się do wyjścia z siłowni. Stwierdziłem, że najlepiej będzie pogodzić się z tymi szczeniackimi emocjami.

– Okej, należy nam się browar – sapnął Nick, ścierając ręcznikiem spływającą po jego klacie wodę. – Dobrze, że mamy okazję. – Klepnął mnie w ramię, przechodząc do swojej szafki. Skrzywiłem się z rozbawieniem. Cóż, mój brat właśnie miał się nieźle zdziwić. – Widzimy się w sobotę, prawda?

– Nie bardzo – stwierdziłem z powagą. – Ale możemy to przełożyć na jutro, jeśli bardzo chcesz się napić w towarzystwie. – Założyłem koszulę, nawet na niego nie zerkając. Przez dłuższą chwilę milczał, więc w końcu odwróciłem się do niego, kiedy już zapiąłem wszystkie guziki poza jednym pod samą szyją. – Co?

– Nic. – Wpatrywał się we mnie rozszerzonymi oczami. Powstrzymałem cisnący mi się na usta uśmiech. – Zastanawiam się tylko, czy dobrze usłyszałem.

– Dobrze usłyszałeś – potwierdziłem, odwracając się od niego. Uśmiechnąłem się połowicznie, wrzucając do torby swoje rzeczy. Oparł się bokiem o szafkę, wciąż nie przejmując się tym, że stał w tej szatni niemal nago.

– Co się stało, że postanowiłeś porzucić tę tradycję?

– Nie porzucam żadnej tradycji – zaprotestowałem. – Po prostu nie mogę się z wami spotkać w sobotę.

– Mama się wkurzy.

– Nie wkurzyła się – stwierdziłem, przewracając oczami. – Już wie i przełożyła kolację na przyszły tydzień.

– I oczywiście dowiaduję się o tym jako ostatni – westchnął, w końcu sięgając po swoje ubrania. Pokręcił głową, ubierając się, po czym spojrzał na mnie. – Co się w ogóle stało, że tak nagle zmieniłeś zdanie?

Cóż, nie chciałem i nie zamierzałem się z niczego tłumaczyć. Przynajmniej nie na tyle, by Nick zaczął wyobrażać sobie niestworzone rzeczy. W gruncie rzeczy nic się przecież nie działo. Mimo to instynktownie próbowałem uniknąć całej prawdy.

THAT SUMMEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz