3 sierpnia
Ten dzień stał się jednym z najgorszych w moim cholernym życiu. Nic tego nie zapowiadało. Nikt nie mógł się domyślić nadejścia takiej burzy, tak okropnie głębokiego dołka, do którego mogliśmy spaść tak nagle, by w ciągu kilku sekund pogrążyć się w całkowitej, bezdennej ciemności.
Chodziłem po swoim apartamencie w tę i z powrotem, nie potrafiąc znaleźć sobie miejsca. Siadałem na kanapie, wlepiając wzrok w czarny ekran telewizora. Podnosiłem się, by pójść do łóżka i spróbować zasnąć. Wracałem do kuchni, otwierając i zamykając lodówkę, jakby miała odpowiedzieć na wszystkie pytania, które kotłowały się w mojej głowie.
Byłem zmęczony, ale nie umiałem nic na to poradzić. Chciałem zasnąć, ale nie mogłem. W moich uszach wciąż odbijały się te słowa, które w kilka sekund wstrząsnęły moim światem.
Nadal nie mogłem w to uwierzyć.
Jeden cholerny moment, a jak wiele mógł zmienić w życiach tak wielu ludzi.
Wciąż trwałem w jakimś dziwnym stanie zawieszenia między fikcją a rzeczywistością. Część mnie wiedziała, że to była prawda, ale druga nie potrafiła przyjąć tego do wiadomości. Bo to po prostu nie mogło się stać.
A jednak.
Poczułem chęć upicia się. Nie byłem pewien, czy byłbym w stanie upić się do nieprzytomności, ale może przynajmniej taki stan odciąłby mnie chociaż na chwilę od tego, co miało miejsce kilka godzin wcześniej. Podszedłem do barku, wyjąłem z niego jedną z nielicznych butelek i nalałem sobie hojnej ilości whisky. Po chwili namysłu zamknąłem barek, ale zabrałem ze sobą butelkę, po czym przeszedłem do salonu. Usiadłem w fotelu i odłożyłem szkła na stolik, po czym wyjąłem telefon i zacząłem mu się przyglądać.
Chęć upicia się nie była jedyną emocją – o ile w ogóle można by było tak nazwać potrzebę upojenia alkoholowego – która towarzyszyła mi w tamtej chwili. Poza pożerającym moją duszę smutkiem była w niej jeszcze samotność.
Nigdy jeszcze nie czułem jej aż tak intensywnie. W tym momencie niemal wyczuwałam, jak wżerała się w moje serce, próbując zwyczajnie je zniszczyć. Jak gdyby ktoś próbował zgładzić je, wyrywając je ze mnie i na moich oczach przebijając je ostrym jak brzytwa nożem.
Zawsze bowiem wiedziałem, że jest na świecie ktoś, do kogo mogłem zwrócić się w każdej sprawie, o każdej porze dnia i nocy.
Cóż, zawsze jak do tej pory.
Odblokowałem telefon i zacząłem przeglądać listę kontaktów. Mój wzrok zatrzymał się na jednym z nich. Wiedziałem, że nie powinienem tego robić. Wiedziałem, że nie chciała by to wszystko się rozwinęło w sposób, w jaki nie powinno. Miała wyjechać. I być może byłem egoistą.
Ale potrzebowałem choćby ją usłyszeć.
Przycisnąłem zieloną słuchawkę obok jej imienia i przyłożyłem telefon do ucha, wpatrując się w szklankę z alkoholem w mojej dłoni. Z reguły nie piłem, ale tego dnia czułem, że jakieś procenty mogą być niezbędne, bym w ogóle wytrwał.
– Halo?
Przymknąłem oczy, kiedy usłyszałem jej głos. Nie odzywałem się, kiedy odtwarzałem w głowie ten krótki dźwięk.
– Halo? – powtórzyła, przeciągając samogłoski. Niemal mogłem zobaczyć w głowie, jak marszczy brwi, próbując zrozumieć, dlaczego w ogóle do niej dzwonię. – Michael?
Moja głowa opadła na oparcie fotela, a ja sam przełknąłem ślinę, kiedy wypowiedziała moje imię. Tylko to cholerne imię, a ja czułem, jak moje serce przyspiesza, a na moich ramionach pojawia się gęsia skórka. Wymawiała je tak... inaczej. Nie wiedziałem nawet, jak mógłbym to określić. Po prostu... Kochałem sposób w jaki je wymawiała.
CZYTASZ
THAT SUMMER
Romance„Trzeba cieszyć się każdą najdrobniejszą chwilą, bo nigdy nie wiadomo kiedy zostanie ona przerwana". Alyssia McPherson to doświadczona przez życie dwudziestolatka, która mimo młodego wieku skrywa głęboko w swoim sercu trudne tajemnice. Z początkiem...