14 sierpnia
Drzwi otworzyły się z impetem. Zabawne było to, że nawet nie musiałem podnosić głowy, by wiedzieć, że to Anastasia. Westchnąłem zirytowany, kiedy weszła do pomieszczenia, zatrzaskując za sobą drzwi.
– Jak widzę, niewchodzenie do mojego gabinetu jak do siebie jest dla ciebie zbyt trudnym wymaganiem – mruknąłem, nie odrywając wzroku od papierów związanych ze sprawą Alyssii. Do rozprawy zostało już tylko kilka dni, więc każdą wolną chwilę spędzałem nad zapisami w dokumentach jej i Patricii.
– I niemożliwym do spełnienia – cmoknęła Anastasia, siadając w fotelu naprzeciw mnie i zakładając nogę na nogę. – Ale nie martw się, to już ostatni raz, kiedy tu jestem.
– Po co fatygowałaś się aż tutaj akurat tym razem?
– Nie było mnie na pogrzebie Fiony.
– Mam się rozpłakać z tego powodu? – wycedziłem sceptycznie, wciąż nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
– Chciałam złożyć ci kondolencje i wytłumaczyć swoją nieobecność. Nie da się przecież ukryć, że Fiona była przez pewien czas moją teściową. – Tak, to był błąd, pomyślałem. – Ale skoro ci na tym nie zależy, to trudno.
– Tak, dziękuję za kondolencje. – Podniosłem na nią wzrok, kiwając głową. Po czym uśmiechnąłem się równie fałszywie, jak fałszywe były jej słowa i wyrazy rzekomego współczucia. Nigdy nie lubiła mojej matki, z wzajemnością zresztą. – A teraz możesz już opuścić to pomieszczenie i zamknąć za sobą drzwi. Powiedziałbym, że byłbym wdzięczny, gdyby od tego nie rozpadł się budynek, ale to pewnie będzie dla ciebie zbyt wiele do ogarnięcia.
Posłałem jej znaczące spojrzenie i wróciłem do przeglądania dokumentów, na których i tak nie mogłem się już skupić. Obecność Anastasii aż biła toksycznością i zakłócała mój wewnętrzny spokój. Przez dłuższą chwilę nie odzywała się, jednak wciąż czułem na sobie jej przeszywający wzrok. Zamknąłem teczkę, westchnąwszy pod nosem, po czym odchyliłem się do tyłu w swoim fotelu, rozsiadając się w nim jak na cholernym tronie. Podniosłem na nią wzrok, zaciskając szczękę.
– Powiesz w końcu, o co chodzi, czy będziesz tu siedziała do jutra?
Uśmiechnęła się chytrze, unosząc kącik ust. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że doprowadzała mnie do szewskiej pasji.
– Jutro przenosimy się do Miami – rzuciła, wyciągając z torebki małe lusterko i przeglądając się w nim. Otarła powiekę palcem, układając w dzióbek napompowane do granic możliwości usta. Dziwiłem się trochę, że nie dziabnęła się w oko swoim długim jaskraworóżowym paznokciem, który jednak bardziej przypominał zwierzęcy szpon niż ludzki paznokieć. – Zamieszkamy u Chrisa, chociaż to już pewnie wiesz. Zgaduję, że będziesz chciał porozmawiać z Beth i Bradem przed wyjazdem, więc dzisiaj masz na to ostatnią szansę.
– Równie dobrze mogę was odwiedzić na Florydzie – stwierdziłem, mrużąc oczy.
Wrzuciła lusterko z powrotem do torebki, zaciskając usta.
– Nie sądzę, by to było konieczne.
– Nie możesz mi zabronić widywania dzieciaków.
Pochyliła się nieco do przodu, a na jej twarzy pojawił się triumfalny wyraz.
– Och, zdziwiłbyś się, co mogłabym zrobić – szepnęła.
Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. Starałem się odnaleźć w niej cokolwiek, co niemal dwadzieścia lat wcześniej sprawiło, że postanowiłem spróbować związku z nią. Problem był taki, że nie dostrzegałem żadnej z tych rzeczy. Prawdę mówiąc, nie pamiętałem nawet zbyt dokładnie, dlaczego w ogóle byłem nią wtedy aż tak zafascynowany, by pozwolić jej wskoczyć do mojego łóżka w moje szesnaste urodziny. Najwyraźniej byłem wtedy tylko cholernie głupim szczeniakiem, lecącym tylko na wygląd. Gdybym mógł spojrzeć w przyszłość i zobaczyć, kim naprawdę była, uciekałbym od niej najdalej jak to tylko było możliwe.
CZYTASZ
THAT SUMMER
Romance„Trzeba cieszyć się każdą najdrobniejszą chwilą, bo nigdy nie wiadomo kiedy zostanie ona przerwana". Alyssia McPherson to doświadczona przez życie dwudziestolatka, która mimo młodego wieku skrywa głęboko w swoim sercu trudne tajemnice. Z początkiem...