Rozdział 3. Alyssia

63 8 1
                                    

22 czerwca

Przyjechałam do domu o tak wczesnej porze jak chyba jeszcze nigdy. Spojrzałam na budynek, tak samo jak zawsze, kiedy przed nim stawałam. To stało się moją tradycją od czasu tego jednego momentu w przeszłości.

Dom był w stylu ranczerskim, o ścianach w niebieskim kolorze i z odznaczającymi się na tym tle czerwonymi drzwiami. Budynek był naprawdę niewielki. Nie miał nawet garażu, a samochody zawsze ustawiałyśmy z Patricią na podjeździe lub na ulicy. Mimo to zawsze cieszyłam się na jego widok, bo było to miejsce, które mogłam nazwać prawdziwym domem. Takim, w którym rodzina żywiła wobec siebie szczere i piękne uczucia.

Patricia, moja... Cóż, nigdy nie wiedziałam, jak ją nazywać. Patricia była jeszcze w pracy. Miała tego dnia poranną zmianę w kwiaciarni. Otwierając drzwi domu, stwierdziłam, że powinno jej nie być jeszcze przez co najmniej godzinę.

Weszłam do środka, zauważając na podłodze kilka listów. Zebrałam je szybko, w ostatniej chwili unikając nadepnięcia na jeden z nich. Odniosłam plecak do swojego pokoju i w kilku krokach wróciłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej butelkę coli, po czym usiadłam na krześle przy stole i odłożyłam na niego listy, przeglądając koperty po kolei.

Rachunki, rachunki, rachunki, jakaś ulotka i list. Zaadresowany do mnie. Uniosłam brwi ze zdziwienia, bo mogłam spodziewać się wszystkiego, ale nie tego, że ktoś miałby wysłać mi list.

Po prostu nie było na świecie osób, które mogłyby to zrobić.

Przyjrzałam się kopercie, szukając jakichkolwiek wskazówek, od kogo mogłabym ją dostać. Nie znalazłam jednak żadnego znaku, który mógłby naprowadzić mnie na choćby najmniejszy ślad nadawcy. Na papierze nie było niczego poza moim nazwiskiem, adresem i pocztową pieczątką. Była ona jednak tak niewyraźna, ze nawet nie byłam w stanie jej rozczytać, by dowiedzieć się chociaż skąd nadano przesyłkę.

Otworzyłam butelkę z napojem i wzięłam kilka łyków, po czym zakręciłam ją i odstawiłam na stół. Rozerwałam paznokciem kopertę i rozchyliłam ją, zaglądając do środka. Była tam tylko pojedyncza, złożona kartka, więc wyciągnęłam ją i rozprostowałam w dłoniach. Obróciłam ją, bo okazało się, że złapałam ją do góry nogami, ale po sekundzie stwierdziłam, że mogłam jednak tego nie robić.

Zamarłam, zaciskając mocno palce na kartce. Otworzyłam szeroko oczy, a moje serce przestało bić na moment. To niemożliwe. Przeszłość nie mogła tak łatwo mnie dosięgnąć. Zerknęłam w dół listu i przełknęłam ślinę, kiedy zobaczyłam to nazwisko.

A jednak mnie dosięgnęła.

- Cholera - mruknęłam, czując jak w moim ciele wzmaga się strach, którego nie czułam już od tak dawna. Zapomniałam nawet jakie to uczucie. Fakt, bliźniaki i ich „kumple" doskwierali mi w życiu i uprzykrzali je, przez co czasami faktycznie trochę się bałam, jednak w tamtych momentach czułam bardziej zirytowanie i gniew.

Ale wlepiając wzrok w ten głupi list, znowu zaczęłam czuć tę jedną emocję, przed którą tak długo próbowałam uciec.

To jedno zdanie, a w zasadzie tylko dwa słowa, w których było tak wiele fałszu i udawanej miłości.

Droga córko.

To nie było prawdą. Już od dawna nie byłam jego córką, w zasadzie to nigdy nie byłam jego córką. A już z całą pewnością nie byłam mu droga.

Znów przełknęłam ślinę i zmusiłam się, by przeczytać kolejne linijki tekstu, który trząsł mi się przed oczami. Przemieszczał się razem z kartką, kiedy moje dłonie poruszały nią wbrew mojej woli.

THAT SUMMEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz