"*" zaczyna i kończy dialogi po polsku
Lot nam minął spokojnie. Te dwie godziny szybko minęły. Jednak podróż zakończyła się moim sukcesem. Tom umie mówić, no powiedzmy że umie, "Jak się masz?" "Co robisz?" "Jak masz na imię?" oraz "Ile masz lat?". Wie też co to "dziękuję" (choć to akurat strasznie opornie mu idzie) " do widzenia" i "dzień dobry". Gdy tylko samolot wylądował, rozpoczęła się wrzawa. Wszyscy zaczęli być głośniej, wstawać i się przepychać. No widać, że większość to Polacy. Tom patrzył na to ze zdumieniem, a ja się śmiałam z jego miny.
- Już wiesz, czemu byłam taka zdziwiona życzliwością w Londynie? - rzuciłam pomału wstając. Nie odpowiedział mi.
Na spokojnie poczekaliśmy aż wyjdą inni ludzie i dopiero my. Tu na lotnisku było już więcej ludzi. Złapaliśmy się z Tomem za ręce by się nie zgubić. Raczej trudno zgubić się na lotnisku, ale bardziej by się nie rozdzielić. Przez tłok, dość długo czekaliśmy na nasze walizki. Czas działał na naszą niekorzyść. Prędzej czy później musiało się to stać. A mianowicie fanki Toma. Usłyszałam za nami tylko jakieś piski, odwróciłam się i trzy dziewczyny, mniej więcej w wieku piętnaście lat, szły w naszą stronę. Dość głośno.
*
- Hej. Csiii. - zaczęłam pierwsza. - Nie róbmy zgromadzenia. - uśmiechnęłam się do nich. Trochę dziwnie teraz mi się mówi po polsku, choć nie wiem czemu skoro gadałam z matką lub uczyłam Toma.
- Przepraszamy. - widziałam skruchę na ich twarzach. - Możemy zdjęcie?
- Jasne. - Tom z kontekstu zrozumiał o co chodzi. Każda z osobna podeszła i zrobiła zdjęcie z naszą dwójką.
- Dziękujemy! - jedna z nich jeszcze mnie przytuliła i odeszły podekscytowane.
*
Stałam w szoku. To była pierwsza taka moja sytuacja.
- To było dziwne. - stwierdziłam śmiejąc się.
- Przywykniesz. - pocałował mnie w czoło i dalej czekaliśmy na walizki.
Gdy wreszcie po piętnastu minutach je dostaliśmy, szybko zrobiłam zdjęcie na Instastories naszych bagaży, oznaczyłam chłopaka i dałam podpis : "First Day In Poland" *. Wyszliśmy przed lotnisko dziesięć minut później. Chciałam kupić sobie kawę, ale było już późno. Ahh, powietrze. Mamy te szczęście, że taksówki stały. Podeszliśmy do pierwszej lepszej. Wyszedł z niej jakiś starszy pan.
*
- Pomogę. - wydawał się sympatyczny.
Tom wsadził swoją walizkę do bagażnika, a mężczyzna chwycił moją. Jakże dżentelmen otworzył mi drzwi przez co otrzymał rozbawione spojrzenie.
- To gdzie jedziemy? - zapytał mężczyzna wsiadając.
- Do Hotelu Indigo poprosimy.
- Robi się.
*
Droga nie była długa. Hotel znajdował się w samym Centrum. Po drodze wysłuchiwałam dodatkowo, że chłopak dawno nie był w taksówce. Całe życie przed Tobą mój drogi, poczekaj na jazdę autobusem. Powiem szczerze, ten hotel co wybrałam nie należy do najtańszych. Też cenię wygodę, dodatkowo z okna ponoć widać pałac kultury. Aż jestem ciekawa. No i miałam rację. Sam hotel wyglądał z zewnątrz bosko. Ta architektura jakoś mnie urzekła. Dostaliśmy nasze bagaże z powrotem i ruszyliśmy do środka. No magia. Mogłabym się rozpływać opowiadając o wnętrzu. Tyle kolorów, kształtów.. W samym wejściu można było dostrzec rejestrację. Ruszyliśmy do niej, podałam swoje dane i został nam dany klucz - karta. Pokój miał numer 42, był na prawie najwyższym piętrze. Dzięki windzie byliśmy tam w ciągu dwóch minut. Po otworzeniu drzwi szczęka mi opadła. Co prawda nie miał dużych wymiarów ten pokój, ale miał swój urok. To połączenie bieli, beżu i niebieskiego miało coś w sobie. Łóżko było dużych wymiarów. Położyliśmy walizki w kącie i rzuciliśmy się na nie. Na komodzie mieliśmy wypisane np. godziny otwarcia baru lub sauny i siłowni, numer na który dzwonić po jedzenie lub jakieś pytania. No bomba. Stwierdziliśmy, że nie rozpakowujemy się dzisiaj. Zamówiliśmy na szybko jakąś kolację i poszliśmy się ogarnąć do łóżka. Było już późno, dodatkowo tu był czas o godzinę do przodu. Ten dzień szybko minął.