Pakowanie, pakowanie i pakowanie. To robię cały dzień. Już jutro Tom zabiera mnie do Dubaju. DO DUBAJU. Nadal nie mogę w to uwierzyć. Chodzę nakręcona jak nigdy. Z tyłu głowy jednak mam takie coś, że ciągle podróżuję. Tak, niby to fajnie, zawsze chciałam. Ale mam wrażenie, że "nadużywam" Toma. Jakby to on mi to wszystko fundował, co prawda to prezent, ale za drogi. Obawiam się, że prędzej czy później, ludzie mnie zjedzą. Muszę wreszcie go gdzieś zabrać sama. Może zwiedzimy Polskę? Zobaczymy. No ale wracając, lot mamy jutro wieczorem. Mam czas, ale wolę być gotowa na zapas. Walizka nie jest duża. Biorę głównie rzeczy cienkie, więc dużo miejsca nie zajmują. Ostatnio byłyśmy z Zoe na zakupach. Wstępnie znalazłyśmy sukienkę dla druhny, czyli - uwaga - dla mnie. Zawsze chciałam być druhną, na ślubie przyjaciółki tym bardziej. Nie kupiłyśmy jej, bo dziewczyna ciągle się zastanawia nad kolorem przewodnim. Nadal niedowierzałam, że Zoe będzie miała już męża. Termin jest na wrzesień, już ten wrzesień. Pospieszyła się, nie wiem gdzie ona znalazła miejsce dwa miesiące przed, jak pary czekają nawet dwa lata. Mówiła, że nie jest to jakaś znana sala weselna, ale ponoć bardzo przytulna. No nie ważne, wrócimy do tego za miesiąc.
Buty są najgorsze. Mimo, że jedziemy tam tylko na tydzień, buty to moja nieodstępna rzecz. Wzięłam trzy pary do walizki i jedną będę miała na nogach - cztery. To i tak mało. Gdyby nie moje nike, które muszę wziąć na mój skok bungee, to by były tylko trzy pary. Zajmują dużo miejsca jak to adidasy. Poszłam do kuchni i przygotowałam jedzenie Komety. Ułożyłam ładnie na blacie, by Zoe wiedziała co dać. Tym razem ona tylko odwiedza kotkę, nie może jej wziąć z jakichś spraw prywatnych. W końcu Kometa i tak musi się nauczyć, że czasem musi zostać sama, bo jak dorośnie, nie będę mogła wychodzić.
Jakoś po ósmej wieczorem byłam gotowa. Ostatnie kosmetyki spakuję jutro. Z Tomem ustaliliśmy, że dawno nie było wieczoru filmowego, dlatego zaplanowaliśmy taki. Zaraz chłopak powinien się pojawić. Miał załatwić jakieś przekąski, bo ten mój popcorn nam się przejadł. Ogarnęłam tym razem sypialnię. Miał zostać na noc, dlatego pooglądamy w moim łóżku. Cieszę się, że jest ono szerokie. Odpaliłam komputer i podczas gdy się włączał włączyłam mały telewizor w moim pokoju. Jest to lepsza opcja niż mały komputerek. Gdy wszystko się odpaliło, podpięłam komputer do telewizora i voilà! Własne kino domowe. Szkoda, że w tym telewizorze od razu nie mam Netflixa. Akurat jak się wyszykowałam, nastało pukanie do drzwi. Krzyknęłam by wszedł. Ujrzałam całą siatkę słodyczy i przekąsek. To będzie dobry wieczór.
Rano budząc się w jego ramionach nie chciałam z nich wychodzić. Chłopak jeszcze spał wtulony we mnie. Spojrzałam na zegarek. Była dopiero dziewiąta rano, samolot mamy o szóstej, mamy jeszcze czas. Poleżę jeszcze chwilę i zaczniemy się szykować. *
Gdy tylko wysiedliśmy z samolotu, od razu dało się poczuć ten skwar. Mimo, że dochodziła tu piąta rano, upał dawał o sobie znać. Udaliśmy się po nasze walizki. Coś czuję, że dzisiaj będzie najgorszy dzień. Mówiąc to, mam na myśli, że jak zajedziemy do hotelu, położymy się spać, to będzie jakaś szósta rano. Pośpimy może z trzy lub cztery godziny by wstać jak ludzie. Potem cały dzień będziemy nie do życia, ale trzeba się przestawić na te godziny. Mimo wszystko to aż cztery godziny do przodu. Może pomoże nam fakt, że w samolocie, podczas siedmiogodzinnej podróży, trochę się przespaliśmy.
Dotarcie do hotelu zajęło nam trzydzieści minut. Gdy tylko odebraliśmy klucz do pokoju, ruszyliśmy tam bez zastanowienia. Położyliśmy wszystkie nasze rzeczy i rzuciliśmy się na łóżko, dosłownie. Z niechęcią jeszcze się przebraliśmy w piżamy i usnęliśmy.
Rano, a dokładniej o dziesiątej, nie chcieliśmy wstawać. To jest najgorsze. Ten dzień był wolny. Dopiero jutro chcieliśmy pozwiedzać, na całe szczęście. To dobry dzień na odpoczęcie po podróży. Jeszcze żadna mnie tak nie wyczerpała, a przecież nawet nie prowadziłam samolotu, tylko siedziałam. Niechętnie wstałam i w naszej małej kuchni zrobiłam dwie kawy. Ten zapach mnie rozbudził. Lubiłam kawę. Choć czekolada była lepsza, nie ukrywam.
- Wstawaj, bo prześpisz dzień. - szturchnęłam go kładąc jego napój na stoliczku obok łóżka.
- Taki był plan. - mruknął ledwo zrozumiale.
- Chodź na basen. - usiadłam obok niego. - Może woda nas rozbudzi.
Można by powiedzieć, że ledwo go przekonałam. Wstał leniwie i poszedł do łazienki. Gdy on ogarniał się, ja szukałam stroju kąpielowego. Wzięłam ręczniki i wszystkie potrzebne rzeczy w torbę. Gdy wypiliśmy kawę, ruszyliśmy na dół. Cieszę się, że jeszcze o tej godzinie, budynek zasłania basen, przez co jest cień.
Takiego dnia właśnie potrzebowałam. Nic nie robiliśmy. Opalanie się i zimna kąpiel to było wszystko. Lepiej być nie mogło, a przecież to pierwszy dzień. Jutro się zacznie.
* nie chciałam na nowo opisywać pakowania oraz lotu, bo już to robiłam i nie chciałam Was zanudzić :*