To ten dzień. Dzisiaj wydaję swoją płytę ludziom. Trochę się stresuję. Jestem aktualnie u Toma. Niestety jestem lewa jeśli chodzi o takie rzeczy, dosłownie. Na szczęście Harry pomaga mi ogarnąć sprawy. Zauważyłam, że lubi wątki związane z elektroniką, kamerami i tak dalej. Owen ogarnął produkcję, a Harry stronę. Źle się z tym czuję, że ja nic nie mogłam zrobić. Choć oni mi wmawiają, że to nic.
- Iiii... - zaczął Harry. - Gotowe. Poszło. - powiedział odsuwając się od urządzenia.
- Dziękuję. - wydusiłam z uśmiechem.
- Powinnaś zatrudnić jakąś asystentkę czy coś. Pomagałaby Ci i właśnie robiła takie rzeczy. - powiedział Tom z kanapy.
- Zwariowałeś? A kim ja jestem by mieć asystentkę, poradzę sobie.
- Jesteś moją dziewczyną i najlepszą wokalistką. - spojrzał na mnie. Poczułam motylki w brzuchu.
- Przesadzasz. - mimo to zrobiło mi się bardzo miło. Trudno przyjmuję komplementy i nie wiem jak się zachować dostając je. Podeszłam do niego po prostu i dałam buziaka. Usiadłam na jego kolanach.
- Teraz trzeba to ogłosić. - zarządził Harry.
Chwyciłam swoją komórkę i dodałam na media społecznościowe wiadomość, że płyta jest w sprzedaży. W opisie swojego konta dałam też link. By to wystarczyło, ale chłopcy uparli się, że też dodadzą. Mówiąc "by były lepsze zasięgi". Trochę mi ulżyło szczerze mówiąc. Bałam się tej chwili a teraz to wszystko spłynęło po mnie. Nie do końca też wiem jak to działa, ta cała sprzedaż, produkcja itd., ale Owen powiedział, że nie mam się czym martwić.
Zora leżała mi w nogach, podczas gdy Harry siedział przy komputerze, a Tom coś załatwiał. Nie miałam sumienia się ruszać. Chwyciłam telefon. Napisał do mnie producent. Trochę za formalnie na nasze stosunki, ale co tam.
Owen
Nie sądziłem, że będzie aż taka sprzedaż. Dopiero co wypuściliśmy ją na rynek.Lizzy
To chyba dobrze?Owen
To bardzo dobrze! Ty lepiej myśl już nad drugą płytą!Drugą płytę? Nie wydaje mi się. Przynajmniej nie za prędko. Na razie żyję jeszcze tą pierwszą. Nie byłam nawet świadoma do końca, że przecież wydałam płytę.
Będzie ona sprzedawana od następnego tygodnia. Teraz jakby ludzie rezerwują sobie ją. Za dwa tygodnie ponoć ma być dostępna w sklepach. Ocknęłam się z tych myśli gdy Tom wszedł do pokoju. Zora podniosła głowę. Chyba czas na spacer. Wstała i dała się grzecznie zapiąć do smyczy. Napisałam jeszcze szybko SMS do Zoe czy wpadnie do mnie później. Zrobiłybyśmy babski wieczór. Wstałam z łóżka i ruszyłam do drzwi. Rodzina Hollandów zareagowała podobnie na nowego psiaka. Prawie go zagłaskali. Wyznali także, że myśleli nad adopcją, ale nie wiedzieli, jak Tom na to zareaguje. Rozumiem to. Założyłam szybko buty, bo Tom jest już gotowy. Wyszliśmy.
Spacer był miły. Pomijając, że niestety widziałam kilka paparazzi. Zaszliśmy do parku i usiedliśmy na ławce. Tom puścił Zorę ze smyczy, twierdzi by przyzwyczajać ją do tego od małego. By mogła być bez smyczy, ale przy opiekunie. Suczka odbiegła trochę od nas, ale mieliśmy ją na widoku. Zaczęła szaleć. Okazało się, że największą frajdą były zraszacze podlewające trawę. Zaśmiałam się. Chłopak i ja przytuliliśmy się bardziej i tak w ciszy siedzieliśmy. Nie była ona niezręczna, a przyjemna. Mimo wszystko poczułam dziwne uczucie.
- Czuję się, jakby Zora była naszym dzieckiem, a my patrzymy na nią jak dorasta. - stwierdził Tom.
Nie wiedziałam co na to odpowiedzieć. Ale to prawda. Zaśmiałam się po chwili, gdy to dostrzegłam.
- Sugerujesz, że jesteśmy staruszkami? - odsunęłam się z uśmiechem.
- Ależ oczywiście. Ty to już w ogóle. - powiedział teatralnie poważnie.
Zarobił lekkie uderzenie łokciem w żebra. Pękł i wreszcie się zaśmiał. Chwyciłam jeszcze telefon. Nie było żadnej wiadomości od Zoe. Upomniałam się. Wróciłam myślami do Toma. Ta chwila mogła trwać wiecznie, lecz zawsze coś musi się zepsuć. Kilka fotografów zbiegło się do nas. No tak, oczywiście, że oni. Jedna dziewczyna wyłoniła się spośród nich. Trzymała telefon w dłoni i podeszła.
- Czujesz się zagrożony, Tom? - zaczęła szybko mówić.
- Czym? - zapytał zdezorientowany.
- Lizzy. W końcu zaczęła swoją karierę.
- Słucham? - wtrąciłam się. No tak, pieprzona dziennikarka.
- Bez komentarza. - uciął chłopak. Zaczęło się robić zamieszanie.
- Przyznaj, że zaryzykowałeś swoją ścieżkę aktorską będąc z.. - nie wiedziała jak mnie określić. - normalnym człowiekiem.
- Tom jest nienormalny, bo jest znany? - wtrąciłam drugi raz. Nie rozumiem takiego toku myślenia.
- Tak, znałem te ryzyko jak to określiłaś, ale w oczach Lizzy wiedziałem, że nie pożałuję. - pomimo, ze to było urocze, chciałam stąd iść. Tom chyba zauważył moje zakłopotanie sytuacją. - Zora! - zawołał psa. - Chodź! Do nogi!
Po chwili psiak przybiegł. Chłopak przypiął smycz do obroży i wziął ją na ręce. Pewnie by paparazzi nie zdeptało suczki. Chwycił mnie za dłoń drugą ręką i splótł nasze palce. Ruszyliśmy. Na szczęście nie odeszliśmy daleko od jego domu. Fotografowie szli chwilę za nami. Czułam dyskomfort szczerze mówiąc.
W domu wreszcie odsapnęłam. Chciałam by chłopak zawiózł mnie do domu, ale Nikki zrobiła obiad. Jak ja mogę jej odmówić. Zasiedliśmy przy stole oprócz Sama. Ponoć jest u dziewczyny. Uśmiechnęłam się na to.
Posiedziałam jeszcze w domu Hollandów z godzinę. Zjedliśmy spokojnie i chwilę porozmawialiśmy. Lubię te rodzinę. Dałam Zorze jedzenie, zmęczona była tym spacerem, i wygłodniała. Zajadała aż jej się uszy trzęsły. jako, że tę noc spędziłam u chłopaka, musiał mnie odwieźć. Nie uśmiechało mi się iść na pieszo, bo nie miałam tu swojego auta.
- Dobrze szoferze, kierunek: dom! - wskazałam palcem gdzieś przed nami.
- Przeginasz. - powiedział chłopak wsiadając za kierownicę. Jako odpowiedź pokazałam mu największy uśmiech, jaki potrafiłam zrobić. Spojrzał na mnie krzywo, a ja się zaśmiałam.
Leżałam na mojej kanapie jedząc kolację. W drugiej ręce trzymałam pilota szukając odpowiedniego programu. Kometa jest chyba na mnie obrażona za to, że wcześniej przyprowadziłam tu Zorę. Nie leżała ze mną tylko na dywanie. Nagle rozległo się pukanie do drzwi.
- Wejdź! - krzyknęłam z myślą, że to Tom. Zna kod do drzwi.
Zapomniałam powiedzieć, że też go posiadają, ale wygodniejsze dla mnie są klucze. Nie usłyszałam otwierających się drzwi. Pukanie narastało.
- Tom, przecież umiesz wejść! - krzyczałam do niego pomału wstając. Było mi wygodnie. - Uhh jak to Ty to... - nie dokończyłam widząc osobę przed drzwiami.
- Hej. - powiedziała Zoe.
- Dziewczyno! Pisałam do Ciebie cały dzień! Gdzieś Ty zniknęła. - przytuliłam ja na przywitanie i wpuściłam do środka.
- No więc... - zaczęła nieśmiało.
Podniosłam brew do góry. Najwyraźniej zbierała się do czegoś. Coś ją powstrzymywało, ale nie wiedziałam co. Coś się stało? Zaniepokoiłam się. Zmieniłam sposób patrzenia na nią. Jednak po chwili zebrała się w sobie. Szybkim ruchem wyciągnęła przede mnie swoją dłoń z zza pleców. Otworzyłam szerzej oczy.
- Jaja sobie teraz ze mnie robisz? - zwróciłam się do przyjaciółki.
- Eee.. Nie? - uśmiechnęła się do mnie. Właśnie się dowiedziałam, że Zoe wychodzi za mąż.
rozpoczynam maraton! przez najbliższy czas będę publikować rozdziału codziennie, aż do końca opowiadania. <3