Tym razem nie biegliśmy. Nigdzie nam się nie spieszyło. Szliśmy i tylko upajaliśmy się kolorami nocnego miasta. A przynajmniej ja to robiłam. Tom mieszkał tu od zawsze. Ja nie miałam tego przywileju. Nie było też krępującej ciszy.
- Dobra, co powiesz na Twoja ulubiona kawę? - zaczął.
- Skąd wiesz jaka jest moja ulubiona kawa? A tak poza tym to Starbucksy są już zamknięte.
- Na mieście jest też dużo innych kawiarni. A co do tej ulubionej to od tego zaczniemy. - odwrócił się do mnie. - pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie poznanie się lepiej.
- Woow. Nocami to jednak lepiej myślisz. - zaśmiałam się, a gdy zobaczyłam jego minę, nie polepszyło to sytuacji.
- Nieźle Lizzy. Powiesz tylko komuś, że jest przyjacielem, a ten Cię od razu zwyzywa.
- Oj no dobra, nie dąsaj się już. Moja ulubiona kawa to Carmel Frappuccino. Gdy tego akurat nie ma w Starbucksie, nic innego tylko gorąca czekolada. Mój must have. A jak to wygląda u Ciebie?
- Emm, nie wiem tam szczerze. Jak jestem na planie to ktoś kupuje kawę dla wszystkich. Biorę co jest. Dzięki temu lubię większość kaw. Nienawidzę espresso. Boże. To jest takie.. bleh. - mówiąc to, nie mogłam się nie zaśmiać. Dobra, muszę przyznać, to było trochę urocze.
- Potwierdzam, espresso jest straszne. - po tym Tom pokazał mi, że musimy teraz skręcić i zobaczyłam małą kawiarenkę.
Gdy weszliśmy do środka, od razu można było poczuć zapach kawy. Wystrój był bardzo uroczy. Przeważał tu brąz i beżowy. Odcienie kawy. Kawiarnia miała swój klimat. Czuję że to będzie moje drugie miejsce do picia kawy, zaraz po Starbucks. Podczas gdy ja byłam oczarowana wystrojem wnętrza, Tom podszedł do starszej pani za ladą i poprosił o dwie duże gorące czekolady. Kiedy podeszłam do niego, wyciągając portfel, powiedział, że to on mnie zaprosił i dlatego zapłaci. Źle się z tym czułam, ale nie chciałam się kłócić. Dla bezpieczeństwa, Tom miał cały czas na głowie kaptur. Szczerze wątpię by komuś takiemu jak dziennikarzowi umknęła twarz chłopaka, ale nadzieja umiera ostatnia nie? Z tyłu głowy, taki cichy głosik mówi mi, że to nieodpowiedzialne i nie powinniśmy tak robić, ale hej, jesteśmy przyjaciółmi nie? Przyjaciele się spotykają na jakieś wyjścia czy coś. Raczej. Choć nie było to w planach. Po chwili Tom podał mi kubek z parującym napojem i wyszliśmy z kawiarni.
- Byłaś kiedykolwiek w Londynie? - zapytał zaciekawiony popijając czekoladę.
- Kiedyś, jak byłam mała, miałam może z 6 lat.
- Byłaś na London Eye?
- Nie. - zaśmiałam się. - Pamiętam, że ciocia miała lęk wysokości i nie mogliśmy pójść.
- Cóż. Pora to zmienić. - złapał mnie za rękę i poszliśmy w stronę wielkiego koła. Robił wrażenie.
Nim się obejrzałam, byliśmy już przy nim. Staliśmy w małej kolejce. Do tej pory wypiłam prawie połowę czekolady. Nie poradzę nic na to, że ją kocham. Gdy spoglądałam na Toma, widziałam, że z zimna zrobiły mu się czerwone policzki i nos. Pewnie wyglądam tak samo, mimo że nie czułam jakoś zimna. Nigdy też nie miałam lęku wysokości, dlatego nie czuję strachu. Tak naprawdę lubię takie rzeczy. Kiedyś chciałabym skoczyć ze spadochronem.. Lub inne takie rzeczy. Na pewno je w najbliższej przyszłości zrealizuję. Nadeszła nasza kolej, dowiedzieliśmy się, a przynajmniej ja się dowiedziałam, że jazda po 9.00 PM jest za połowę ceny. Niestety tak jak w kawiarni, nie dane było mi zapłacić za tę przyjemność. Naprawdę źle się czuję z myślą, że to Tom musi za mnie płacić. Dobrze, że wzięłam telefon. Widok na miasto nocą, na dodatek z takiego widoku, to będzie coś. Wyślę to potem może do cioci i mamy. Wagonik podjechał i mężczyzna z długą brodą zaprosił nas do środka. Dzięki zamykanej pokrywie nie wiało. To ma swoje plusy na górze. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i siedzieliśmy w ciszy. Postanowiłam to przerwać.