-18-

517 21 6
                                    


- Panie i Panowie, oto zwyciężczyni sześćdziesiątych ósmych, dorocznych igrzysk głodowych!

Te słowa krążyły w głowie Lieke gdy strażnicy pokoju prowadzili ją do wielkiego, ciemnoszarego samolotu, którym miała wrócić do swojego apartamentu w Kapitolu. Oszołomiona co chwila szczypała się w ręce i mrugała co sekundę, nie mogąc uwierzyć że igrzyska się skończyły, a ona przeżyła.
Wyrawała się z oszołomienia dopiero wtedy, gdy idąc przez korytarz jeszcze tego samego wieczoru ujrzała na przeciw siebie znajomą sylwetkę. Przestała minimalnie ranić się w swoją rękę, a oczy otworzyły się szerzej. Przez dłuższą chwilę nie wiedziała co zrobić, tak samo jak on wiercąc w niej swoim spojrzeniem. Żadne z nich na ten moment nie ruszyło się z miejsca, napawając się swoim widokiem.

Walsh już przełykała ślinę żeby zabrać głos, jednak na jej szczęście została uprzedzona przez blondyna. Była pewna że jeszcza palnęłaby coś głupiego.

- Wiedziałem że ci się uda. - odrzekł cicho, a kąciki jego ust lekko się uniosły.

Czarnowłosa nie była w stanie znaleźć odpowiednich słów, które mogłaby do niego skierować. Zebrała się w sobie, aby zrobić jakikolwiek ruch w jego stronę, gdy to jako jedyne przyszło jej na myśl. Miała go tuż przed sobą, tak jak kilka dni temu miała możliwość wymiany zdań ze swoim ukochanym. Mogła też zbliżyć się do niego... Tak jak kilka dni temu, wplątać swoje palce w jego jedwabiste włosy... skosztować po raz kolejny tych cudownych ust, czy też zanurzyć się w jego ramionach.

Z tymi myślami zdecydowała  się na ostateczny krok i zaczęła szybkim krokiem zmierzać w jego kierunku, ostatecznie spełniając każdą swoją myśl. Jej ciało przeszły dreszcze w chwili złączenia ich ust w namiętnym pocałunku. Jej dłonie i tylko czekały na tą chwilę, przybliżyła go do siebie pragnąc więcej. Ten uradowany tą chwilą uśmiechnął się między pocałunkami.

Odsuwając się od siebie nie było smutni, ani wściekli... tylko szczęśliwi. Byli spragnieni siebie. Ich ciała wypełniała bezkresna miłość, która pomimo iż niełaskawa dla swych ofiar, jest niezwykłym uczuciem dającym to niezwykłe uczucie uniesienia.

- Tęskniłam. - wydusiła wreszcie ciężko oddychając, zupełnie nie zdając sobie sprawy z tego jak to słowo wzmogło uczucia Finnicka.

- Ja też. - uśmiechnął się jeszcze szerzej, na potwierdzenie tych słów skradając jej jeszcze jeden pocałunek, który choć krótki od poprzedniego, był niezwykły tak jak wszystkie poprzednie.

Trwali tak wpatrując się w swoje oczy jak w najpiękniejszy obraz świata, nie chcąc kończyć tej przepięknej chwili. Czuli się jakby minęły lata, przez które nie mieli żadnego kontaktu. Pomyśleć że to było tylko kilka dni... jednak nie da się zapomnieć, że podczas nich w każdej sekundzie swojego życia piwnooka mogła zginąć.

- Lieke, tu jesteś! - z końca korytarza rozległ się krzyk Morgan. Lekko zaskoczena Walsh jednak nie odskoczyła od Odaira, a ten też jakby nie wyglądał aby przyszło mu to na myśl. - Już myślałam że... - zaczęła, lecz równie szybko urawała kładąc dłoń na klatce piersiowej. - Na wszystkich świętych!

- Cześć. - odparła czarnowłosa niezbyt wiedząc co począć. Odchrząknęła jedynie chcąc poprawić brzmienie swego głosu.

- Ty ignorancka, niewychowana, niedopowiadzialana... - zaczęła wymieniać szybkim krokiem zmierzając już w jej stronę.

- Tak, tak, wiem. - nastolatka przerwała jej wywód czując się już swobodniej. - Już idę.

Oburzona kobieta pokręciła jedynie głową na jej obojętny ton głosu, a jej biała peruka zachwiała się pod wpływem tego ruchu.

W Oczekiwaniu Na Szczęście // Igrzyska Śmierci ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz