•15•

1.5K 60 41
                                    

Od zabójstwa ojca Billy'ego minęły trzy dni. Chłopak zaczął się już normalnie uśmiechać.

Nadia siedziała na ławce czytając książkę. Nagle ktoś zasłonił jej słońce które oświetlało książkę. Gdy uniosła wzrok zobaczyła Jordana.
- witaj piękna- odparł siadając obok 3i odkładając kule na ziemię.
- witaj piękny- zaśmiała się Nadia zamykając książkę.
- miałem do ciebie napisać ale zgubiłem wczoraj telefon i dopiero jutro jadę z Chico kupić nowy- odparł chłopak

*** Dzień wcześniej ***

Marcus razem z Willie'm śledzili pana " śmiecia". Cały czas trzymał telefon w tylniej kieszeni.
- ja będę odwracał jego uwagę a ty zabierzesz telefon- zaproponował chłopak na co Marcus kiwnął głową.
- Jordan!- krzyknął Marcus i chłopak obrócił się do nich z uśmiechem.
Chłopcy podeszli do niego i Marcus zarzucił na niego rękę.
- jak tam noga?- zapytał Marcus.
- a już o wiele lepiej- odparł Jordan.
" Chcesz to zaraz będzie gorzej" pomyślał Marcus. Willie zaczął jakiś temat a Marcus powoli wyjął telefon i schował do swojej kieszeni. Jeszcze chwilę z nim porozmawiali. Jordan złapał się za kieszeń.
- kurde nie mam telefonu!- powiedział z poważną miną.
- kurde słabo, jak zobaczymy gdzieś jakiś telefon to ci damy znać- odparł Marcus udając przejętego i opierając się o ścianę.
- ja już lecę, cześć- odparł Jordan i poszedł przed siebie. Chłopcy kiwnęli mu głową a gdy znikną im z pola widzenia przybili sobię piątkę.
- zaliczone, to co robimy?- zapytał Willie. Marcus posłał mu swój uśmieszek i poszli do jego pokoju. Sprawdzili mu telefon i na nim znaleźli zdjęcia Nadii robione z ukrycia, jak czyta, rozmawia z kimś, je itp.
- jakiś psychol- odparł Marcus.
- no Nadia fotogeniczna jest, temu nie można zaprzeczyć- dodał Willie zanim Marcus je usunął. Po chwili telefon Jordana dosłownie latał po pokoju Marcusa. Willie trzymał kij bejsbolowy a Marcus rzucał telefonem. Willie czasami trafiał i odbijał go w różne strony czasami nawet w Marcusa albo mu się nie udawało i dostawał telefonem. Później tak o zaczęli grać w piłkę nożną telefonem. Po tym już nic nie pozostało po nim.
- teraz można powiedzieć zaliczone- odparł Marcus leżąc na swoim łóżku.

*** Rozmowa Nadii i Jordana***

- ty trzymasz się z Chico?- zapytała zdziwiona.
- dużo mi pomaga- odparł Jordan.
- nie wierzę, Chico i pomoc innym- odparła Nadia na xo chłopak się zaśmiał.
- na jest taki zły- dodał po chwili.
- nie, wcale jego dzieeczyna nie chcę się go pozbyć- powiedziała sarkastycznie Nadia.
- jako kumpel jest inny- odparł Jordan.

Marcus razem z Billym wyszedł na papierosa. Zobaczył te dwoje razem i zmiażdżył paczkę papierosów.
- ej stary, to jest marnotrawstwo!- odparł Billy wyrywając mu paczkę z rąk. Marcus nawet go nie słuchał, cały czas patrzył na Nadię i Jordana.
- Stary opanuj się!- potrząsnął nim Billy i chłopak wtedy zwrócił uwagę na przyjaciela.
- strasznie widać, że jesteś zazdrosny- odparł odpalając papierosa.
- aż tak to widać?- zapytał Marcus biorąc do niego papierosa. Przyjaciel kiwał mu głową odpalając szluga.
Jordan zarzucił rękę na ramię Nadii. Marcus chciał już iść w ich stronę ale Billy go zatrzymał.
- nie rób nic głupiego!- krzyknął
- nie zrobię nic głupiego, po prostu połamie mu drugą nogę i ręce, ewentualnie kark- warknął Marcus.
Nadia zauważyła swoich przyjaciół.
- wiesz co pogadamy później- odparła bo chciała iść do Marcusa.
- to do jutra- odparł i pocałował ją w policzek. Nagle obok nich znalazł się Marcus i z całej siły uderzył go z pięści prosto w twarz.
- Marcus!- krzyknęła dziewczyna by ten nie rzucił się na Jordana lecz było już za późno. Billy próbował go odciągnąć lecz oberwał. Nadia wkroczyła i to stało się tak szybko.
Marcus uderzył ją prosto w twarz powodując upadek. Zabolało ją to lecz nie wiedziała co bardziej ją zabolało. Uderzenie czy to, że to właśnie Marcus ją uderzył. Do oczu napłynęły jej łzy.
- Boże Nadia!- krzyknął Marcus. Kucnął przy niej by ją przytulić lecz ona go odepchnęła.
- naprawdę nie chciałem!- krzyknął
- nie mam ochoty teraz z tobą rozmawiać- odparła cały czas trzymając rękę na policzku w który dostała. Spojrzała na Jordana. Billy pomógł mu wstać.
- nic ci nie jest?- zapytała a chłopak posłał jej uśmiech. " Czemu on zawsze się uśmiecha?" Pomyślała Nadia.
Szła w stronę szkoły a Marcus za nią cały czas ją przepraszając. Ona go nie chciała słuchać. Chłopak się zdenerwował i szarpnął za nadgarstki
- to boli!- warknęła Nadia wyrywając swoją rękę z jego uścisku.
- przepraszam!- krzyknął Marcus.
- co się z tobą dzieję?! Daj mi spokój!- krzyknęła na niego i skupiła tym uwagę kilku osób.

Udała się do łazienki. Miała już dość. Uderzył ją, nie umyślnie ale gdyby się opanował to by do tego nie doszło. Patrząc w lustro miała rozmazany tusz i lekko czerwony polik. Z całej siły uderzyła w lustro które pękło kalecząc jej rękę. Miała w dupie ten ból. Bardziej ją bolało to, że pokłóciła się z Marcusem. Zaczęła głośno szlochać i do toalety weszła Saya.
- zapomniałam zamknąć drzwi- odparła Nadia ocierając łzy. Kuroki rozejrzała się po łazience i zobaczyła mnóstwo szkła i krwi.
- co się stało?- zapytała.
- Marcus a co mogło się stać?! Pokłóciliśmy się i mnie uderzył. Nie umyślnie ale mógł się opanować- powiedziała Nadia szlochając. Saya ją przytuliła i dała chusteczki by wytarła oczy i dłoń która obficie krwawiła.
- chodź mam apteczkę w pokoju- odparła Saya łapiąc Nadię pod ramię.
Koszula Nadii była cała we krwi. Gdy wyszły na korytarz Marcus ją zauważył. Przeraził się, że była cała we krwi. Szybko do niej podbiegł.
- co się stało?!- zapytał, chciał ją przytulić lecz Saya mu przeszkodziła.
- ty teraz lepiej się nie zbliżaj bo to przez ciebie- odparła ciągnąć za sobą Nadię.

____________________________________

Moje Marcusiary ( dziwnie to brzmi XD) może chcecie kilka faktów o mnie?

•you need someone who will love you• Marcus Lopez ArguelloOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz