#09 Misja

52 8 2
                                    

Następnego dnia Izune cierpliwie czekał na dobrą okazję, by udać się na strych. Takowa jednak nie nadeszła. Zaczął się martwić. Nie chciał, by reszta myślała, że ich lekceważy.
Gdy rozmawiał ze znajomymi na ostatniej przerwie, ktoś nagle chwycił go za plecak i pociągnął na drugi koniec korytarza.

– Hej – odezwała się Wiedźma.

– Cześć i wybacz, że nie przyszedłem. Nie było dobrego momentu...

– W porządku. I tak nie było mnie na strachu.

– To gdzie byłaś? – zdziwił się.

– Od rana w pracy... – wyjąkała żałobnie. – Przyszłam powiedzieć ci, że mam dla ciebie ciekawą propozycję.

– Zamieniam się w słuch.

– Jesteś wolny w sobotę?

– Najpewniej tak. A co?

– Mamy zlecenie. Doszło do wypadku w hucie. Ktoś nieszczęśliwie zmarł i akurat powstała łącznica. Zalęgły się tam demony. Niestety zdążyły zabić dość sporo pracowników. Reszta została ewakuowana, więc po prostu musimy pozbyć się potworów i łącznicy.

– Naprawdę zabierzesz mnie na taką misję? – spytał podekscytowany.

–  Jeśli tylko będziesz chciał.

– Oczywiście, że chcę!

– Pojedziesz ze mną pod jednym warunkiem. – Nagle jej twarz spoważniała, a aura w powietrzu stała się mroczna i ciężka.

– Jakim... Warunkiem? – wymamrotał niepewnie.

– Jedziemy autobusem, więc musisz kupić mi bilet w dwie strony. – Uśmiechnęła się niewinnie.

Izune odetchnął z ulgą.
– Wyzyskiwacz z ciebie.

– Przedsiębiorca.

– W porządku. Zapłacę. Mam nadzieję, że to nie jakoś bardzo daleko.

– I załatwione! No to widzimy się w sobotę. Tylko nie zapomnij miecza. – Pomachała mu i odeszła.

W sobotnie popołudnie dwójka nastolatków spotkała się na przystanku w ich miejscowości. Autobusem udali się do większego miasta kilkanaście kilometrów dalej. Po krótkiej wycieczce byli już na miejscu.
Wielkie, żelazne wrota uchyliły się przed nimi, popchnięte przez Daremo. Odsłoniły ogromne regały, maszyny i potężne, metalowe konstrukcje skryte w mroku obszernej Sali. Przekraczając próg od razu wyczuli, że właśnie weszli do łącznicy. Odrażający odór, jaki tam panował, był niewiobrażalnie ostry. Izune, choć próbował się z tym kryć, był trochę przestraszony. Do tego stopnia, że miał ciarki na plecach.

Gdy szli w głąb pomieszczenia, z ciemności wyłoniły się ogromne czarne szpony. Znajdowały się tuż przy głowie chłopaka, lecz ten nie zdawał sobie z tego sprawy.

Demon był wysokim, zgarbionym umarlakiem, którego nogi i ręce były niczym sama skóra i kości. Nie miał nawet brzucha i większości narządów, jedynie kręgosłup i gołe płuca, pokryte krwią. Były zrobione z koris i emitowały mocne, czerwone światło od latającego w środku motyla. Duch nie miał gałek ocznych, ani nawet oczodołów. Górna część jego twarzy była zdeformowana, wypalona i pokryta wrzodami. Jego szczęka ledwo trzymała się reszty czaszki, wisiała zaledwie na dwóch ścięgnach. To jednak nie powstrzymywało go przed śmiechem. Demon wymachiwał jęzorem i wydawał z siebie obłąkany śmiech podobny do tego hieny. Wskazywał palcem na lzune, jakby z niego drwił.

[BETA] Pomiędzylądzie: Normalność To Pojęcie WzględneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz