#10 Narodziny yurei

49 7 1
                                    

Białowłosa westchnęła cicho, widząc radosną twarz chłopca. Złożyła broń i zbliżyła się do Izune.

- Już ją znalazłam - szepnęła ze smutnym uśmiechem i ściągnęła niebieskiego motyla z dłoni chłopaka.

- Nie... - Spojrzał na owada z przerażeniem. - To jej rdzeń? - wyjąkał. - Jesteś pewna?

- Choć chciałabym się mylić, to niestety mam rację.

- O czym rozmawiacie? - spytał skołowany Kolu. - Wiecie, gdzie jest Kani?

- Kani zaraz się tu zjawi - odparła, kładąc motyla na ziemi.

- Naprawdę?!

- Nie chcę na to patrzeć... - wymamrotał Izune.

Rdzeń uniósł się na pewną wysokość i zaczął machać skrzydełkami w miejscu. Posypał się z nich błyszczący, błękitny pyłek. Po chwili owił motyla półprzeźroczystą powłoką, która coraz bardziej przypominała sylwetkę człowieka.
Przed nastolatkami stanęła postać wysokiej kobiety.

Refleckja otworzyła oczy i odsunęła się, krzycząc:
- Puszczaj mnie, demonie ta...! - urwała w połowie słowa. - Wygrałam? - Rozejrzała się wokół i zamarła. - Kolu! Nic ci nie jest? - dostrzegła chłopca i odetchnęła z ulgą.

Nastała cisza. Kolu patrzył na ducha pustym wzrokiem. Stał jak wryty. Nawet nie drgnął.

- Kani?

Jego cichy, krótki szloch odbił się echem po rozległym pomieszczeniu. Głośny pisk zaszumiał w jego uszach, a na dolnej powiece zaczęły zbierać się łzy. Jego twarz zrobiła się różowa. Woda popłynęła strumieniami po jego poranionych policzkach. Chłopiec trząsł się i łkał, nie mogąc złapać tchu.

Zjawa popatrzyła na swoje przeźroczyste dłonie i przeraziła się.
- No tak... - westchnęła i spuściła głowę. - Kolu, chodź do mnie - powiedziała ciepłym tonem głosu.

Chłopczyk podszedł bliżej. Kobieta objęła go mocno, lecz gdy on chciał ją przytulić, jego drżące rączki przeszły prosto przez jej niematerialne ciało. Zapłakał jeszcze głośniej. Upadł na kolana i zaczął szeptać, co jakiś czas pociągając nosem.

- Nie mam mamy. Przyszliśmy tu szukać taty, ale Kani powiedziała, że zginął i zamienił się w demona tak jak kilka innych robotników. A teraz... Jedyna osoba, która mi pozostała... Też nie żyje?! - krzyknął, z twarzyczką mokrą od łez.

- Kolu, posłuchaj mnie - zaczęła Daremo.

- Nie! Zostaw mnie w spokoju! Nie chce już nic więcej od ciebie słyszeć!! - Chłopiec zatkał uszy dłońmi, skulił się w kłębek na ziemi i coraz głośniej szlochał.

- A wy kim jesteście?! - Zjawa odwróciła się w stronę nastolatków.

- Spokojnie, ja jestem... - próbował wytłumaczyć Izune, lecz kobieta zawiesiła wzrok na Daremo i krzyknęła:

- Yurei! - Z gniewną miną sięgnęła po swoją broń, lecz jej nie znalazła. - Wy! Pobratymcy demonów! Powstanie łącznicy w hucie to pewnie wasza sprawka!

- Ej, ej, koleżanko. Może najpierw włącz logiczne myślenie, a potem zacznij na mnie krzyczeć - odparła białowłosa.

- Odsuń się, półdemonie! Nie pozwolę ci skrzywdzić mojego brata. - Zacisnęła pięści.

- Tak? Bo co mi zrobisz? - Dziewczyna na przekór zjawie zbliżyła się jeszcze bardziej. - Kim ty jesteś, by mi grozić? - zakpiła z niej, mając złośliwy uśmieszek na twarzy.

- Mam na imię Kanina. Jestem pracownikiem Korvionu!

- Chyba byłaś - zaśmiała się pod nosem.

- Daremo! - Wzdrygnął się Izune. - Więcej współczucia, błagam.

[BETA] Pomiędzylądzie: Normalność To Pojęcie WzględneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz