Rozdział 2

2.9K 126 30
                                    

Sergio

W rogu ekranu pojawia się zegar, odliczający czas pięciu minut. Walka się rozpoczyna. Zamieram w całkowitym bezruchu, uważnie obserwując to co dzieje się na ringu. Przez pierwsze kilkadziesiąt sekund żaden z mężczyzn nie atakuje. Przeciwnicy wnikliwie lustrują sylwetkę swojego rywala, zapewne wypatrując wszystkich możliwych słabości. Podczas walki zdecydowanie nie będzie taryfy ulgowej. Nawet jeden najmniejszy błąd może oznaczać śmierć.

Jako pierwszy zaczyna się poruszać Maksim, obchodzi naszego wroga nierównomiernymi okręgami, skupiając się na minimalnych reakcjach jego ciała. Od publiczności dochodzą okrzyki zachęty oraz gwizdy zniecierpliwienia, ale zostają one całkowicie zignorowane przez walczących.

Znienacka mój przyjaciel atakuje, wyprowadzając równocześnie prawy sierpowy oraz wykonując silne podcięcie nóg. Dobrze. Nasz rywal ledwo co blokuje uderzenie w twarz i daje krok do tyłu mocno się chwiejąc, praktycznie upadając. Maksim idzie za ciosem, przypuszczając kolejne ataki. Część z jego uderzeń dosięga brzucha oraz klatki piersiowej przeciwnika. Kontrataki, które są wyprowadzane w odpowiedzi praktycznie nigdy nie dosięgają celu. Z każdą upływającą minutą idzie mu coraz lepiej, jednak on nie może teraz dać porwać się entuzjazmowi. Musi doprowadzić sprawę do końca.

Mam ogromną nadzieję, że po jego wygranej nie każą mu od razu walczyć z innym przeciwnikiem. Koniecznie trzeba będzie go jak najszybciej wyciągnąć z tego miejsca. Kątem oka zauważam, że ojciec już dzwoni do Benita. Mój brat zapewne zaraz dostanie rozkaz przyszykowania naszych najlepszych ludzi do wylotu do Kanady.

Dopiero co myślałem, że mam nudne życie... Ile dałbym, aby cofnąć się w czasie i nadal wieść takie nudne życie, mając u swojego boku Maksima. Pomimo faktu, że ma wyraźną przewagę, nie mogę przestać się martwić. Tak, kurwa dokładnie. Ja się martwię. To nie jest tak, że mam w dupie wszystkich i wszystko po mnie spływa. Troszczę się o moich braci, siostrę, kuzynów.

Po uratowaniu Maksima zamierzam zapolować na przynajmniej kilka osób z widowni. Oddam ich Benitowi, który uważa torturowanie za swoją największą rozrywkę.

Kiedy licznik pokazuje trzydzieści sekund zegar zaczyna migać i w tym samym momencie hostessa uderza w gong, a tłum zaczyna klaskać, starając się zachęcić walczących do jeszcze większego wysiłku.

Niespodziewanie styl walki naszego przeciwnika diametralnie się zmienia. Co się tutaj odpierdala?! Mój przyjaciel dostaje kilka mocnych i znacznie szybszych niż wcześniej ciosów, a jego kontrataki są momentalnie blokowane. Wojownik cofa się o kilka kroków, po czym rozpędza się wykonując półobrót i powala na ziemię Maksima jednym mocnym kopniakiem w klatkę piersiową. Momentalnie dopada go w parterze, ale na szczęście gong sugerujący przerwę ponownie zostaje uderzony, dając mu tak potrzebny czas na przerwę.

Już gorzej być nie mogło. Wygląda na to, że wróg przez większą część walki maskował swoje prawdziwe umiejętności, usypiając czujność. Tak naprawdę prawdziwie walczył przez ostatnie sekundy. Ja pierdolę! To nie jest rywal na poziomie Maksima. Ja byłbym dla niego niego godnym przeciwnikiem, przy którym pierwszy raz od lat mógłbym rzeczywiście przegrać. Sztywnieję. Dociera do mnie, że tylko jakiś cud może ocalić Maksima.

Posłałem go na śmierć.

Żałuję mojej decyzji, ale teraz już nic nie jestem w stanie zrobić. Przecieram dłonią pot roszący się na czole.

Niestety takie już jest życie przywódców. Każdy z nas, osób na samym szczycie musi żyć z konsekwencjami swoich wyborów. Decyzja wysłania go do Kanady będzie mnie prześladowała do końca życia. Popełniłem kurewski błąd.

Związani bezpieczeństwem- ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz