Rozdział 2

1K 80 24
                                    

Anastazja


- Anastazjo! – jakby zza mgły dociera do mnie głos Iwana. Tak szybko umarłam? Już idę. Zaraz będę kochany braciszku. Już nigdy się nie rozstaniemy.

Powoli otwieram oczy, ale nie znajduję się w niebie, ani na sądzie bożym. Znajduję się wprost w piekle. W moim pokoju. Gdzie Iwan i Wadim walczą z trójką Azjatów. Walką tego nie można nazwać, bo to jest porządne napieprzanie się. 

Do moich uszu docierają jęki bólu oraz sapanie umierającego. Odgłos łamanych kości. Są we krwi. Cali we krwi. Iwanowi bezwładnie zwisa lewy bark, a Wadim mocno utyka na prawą nogę.

Wrzeszczę, gdy pięść jednego z Azjatów trafia wprost w szczękę brata, powodując, że spada do tyłu na ziemię. Nieeee! Staram się podnieść, ale moje ciało nie daje rady. Jest bezwładne. Gardło ściska rozpacz. Będę musiała jeszcze patrzeć na śmierć ukochanego braciszka. Tylko nie to. Błagam! Niech chociaż on przeżyje!

Kolejny głośny jęk dociera do moich uszu, stawiając do góry wszystkie włoski na moim ciele. To Wadimowi udaje się trafić nożem w szyję jednego ze swoich przeciwników. Gęsty strumień krwi pryska wprost na kolegę, który odpycha upadające na niego ciało i zamierza się do wykonania kolejnego ciosu na drugiego przeciwnika. Jednak tamten jest szybszy. Wyprowadza wykop, uderzając Wadima w klatką piersiową, powalając go na podłogę. Momentalnie doskakuje do niego w parterze i zaczynają się turlać, walcząc.

Wracam wzrokiem do pozostałej dwójki. Przeciwnik brata siedzi na nim okrakiem, zasypując go ciosami. Nie widzę jego twarzy dokładnie, bo cała jest we krwi. Z moich oczu ponownie spadają łzy. Iwan! Błagam. Nie umieraj! Musisz walczyć! Tatuś na pewno cię nauczył jak! Zamglonym wzrokiem zauważam, że na jego szyi zaciskają się dłonie, dusząc go. Braciszek się szamocze, ale coraz bardziej traci siły.

Iwan! Nie!!!! Tylko nie to!

Nie wiem skąd znajduję siły, ale zaczynam się czołgać do przodu. Muszę być bliżej niego.

Byle bliżej braciszka.

Umrzemy razem.

Jak zawsze razem.

Wstaję z łóżka, opierając się o komodę. Trzęsę się niesamowicie, ale idę dalej. Po policzkach spadają setki łez, ale idę dalej. Gardło mocno się zaciska w oczekiwaniu na uniknione, ale idę dalej. 

Nagle wpadam na jakieś ciało, potykając się o nie. Ląduję na podłodze przesiąkniętej krwią, a moje nozdrza atakuje jej metaliczny zapach. Wzdrygam się. Jednak czołgam się dalej, całkowicie mocząc się w posoce.

Byle bliżej braciszka.

Będziemy razem.

Jak zawsze razem.

Czołgam się. Każdy metr podłogi wydaje się być kilometrem.

Coraz bliżej umierającego braciszka.

Niespodziewanie moja prawa dłoń dotyka czegoś zimnego. Zamglonym wzrokiem, przez łzy spoglądam na jakiś dziwny miecz. Przesuwam dłonią w dół, natrafiając na uchwyt. Nie wiem czemu, ale chwytam go w dłoń. Nie wiem skąd znajduję siłę, ale podnoszę się do góry. Jest taki ciężki... ale nadal go trzymam. Robię krok w kierunku Iwana, a później drugi krok. Już się nie rusza. Nieee!!!

Podchodzę jeszcze bliżej.

Nazywam się Anastazja Sokolova i muszę chronić moją rodzinę. 

Nie orientując się co tak naprawdę robię, podnoszę miecz do góry i szybko opuszczam go na prawą rękę mojego oprawcy, a gdy dociera do kości, podnoszę ją ponownie do góry. Na moje ciało tryska krew. Drżę z obrzydzenia, ale staram się wykonać kolejny zamach, a później następny... jednak zostaję brutalnie popchnięta na ścianę. Obijam się o nią, spadając na ziemię. Przeciwnik Iwana podchodzi do mnie, śmiejąc się w niebogłosy. Odrywa kawałek koszuli i robi z niej opaskę uciskową z koszuli, zawiązując ją na ramieniu, po czym puszcza mi oczko.

Związani bezpieczeństwem- ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz