Rozdział 32

575 21 8
                                    

Chwyć moją rękę, ja tonę. Czuję bicie swojego serca.
Dlaczego jeszcze mnie nie znalazłeś?

Tatum

37 dzień bez Ciebie..
Od trzech dni pracuję w kawiarni przy uczelni i mam jednego stałego klienta - twojego brata. Strasznie dużo się tam dzieje dlatego trochę mniej myślę, ale nie o tobie. Bo o tobie myślę bezustannie. Jest coś, co rozrywa moje serce, a kiedyś gotowało krew - Jesteś ty, choć już Cię nie ma. Próbuje pójść nową droga, nie trzymając Cię za rękę. Coraz bardziej się staram i coraz mocniej roztrzaskuje się o ziemię. I znów coraz częściej myślę. Nie o tym co mieliśmy, a przecież mieliśmy wszystko, bo mieliśmy siebie. Myślę o tym co pominęliśmy, o co nie walczyliśmy, pomimo tego, że wiedzieliśmy jak jest ważne. Mogliśmy to wszystko zrobić trochę szybciej. Szybciej spalić mosty, szybciej je odbudowywać i mieć trochę więcej czasu na bycie tutaj -razem...

Twoja T.

Wchodzę do kawiarni kilkanaście minut przed godziną dziewiątą i od razu wpadam w otwarte ramiona Madison. Znam ją od niespełna tygodnia, a już wiem, że w tym momencie jest pewną częścią układanki, której tak bardzo mi brakuje. Nie zastępuje mi Em, nigdy nie będzie mogła tego zrobić, ale jest ważna. Potrzebuje jej.

- Mam nadzieję, że przemyślałaś sprawę i wpadniesz dziś na urodziny mojego brata - grozi palcem, wypuszczając moje ciało ze swoich objęć.

- Tylko zepsuje wam zabawę. Mój nastrój nie jest odpowiedni na świętowanie - przerywam na moment i dodaje po chwili - czegokolwiek

- Wypijemy wino i poobmawiamy jego szczeniackich znajomych - proponuje, posyłając w moją stronę szeroki uśmiech, kiedy kierujemy się do szatni.

- Innym razem, zgoda? - marszczę czoło, otwierając szafkę, w której trzymam swoje rzeczy.

- Ale wtedy już nie dam ci się wywinąć - ostrzega, ściągając swój T-shirt.

Dwadzieścia minut później jesteśmy już gotowe do pracy. Dziś kawiarnia nie pęka w szwach, tak jak to było do tej pory, co jest dziwne, ponieważ jest piątek. Przyjmuje zamówienie od dość pokaźniej grupki znajomych i zaczynam przygotowywać dla nich mrożone kawy. Po chwili obok mnie zjawia się Madison, wyciągając bananowe ciasto z lodówki.

- Facet powinien kupić całą brytfankę, nie musiałby przyłazić tutaj codziennie po to samo - syczy pod nosem, krojąc pokaźny kawałek placka.

- On nie przychodzi tutaj dla tego ciasta, tylko dla Ciebie - zauważam, delikatnie się do niej uśmiechając.

- Nawet mi nie mów - wywraca oczami, wskazując mi abym popatrzyła na jej wiernego wielbiciela.

Robię to, choć doskonale wiem jak wygląda i jak się zachowuje. Cóż, daleko mu do zachowania angielskiej królowej, choć chęci go nie opuszczają. Jak zwykle jego ciało zdobi koszula w kratkę, którą zapina pod samą szyję i czerwone mokasyny, do których zakłada białe skarpetki. Włosy ma kręcone, ale już na pierwszy rzut oka widać, że nic z nimi nie robi, wliczając w to wizytę u fryzjera. Jego nos zdobią okrągłe okulary, które nagminnie stara się podsunąć wyżej, choć wcale się nie zsuwają.

- A twój znajomy dziś też wpadnie? - wiesza się na ladzie, skubiąc ukrojone ciasto swoimi palcami. Uśmiecham się pod nosem zauważając wesołe chochliki w jej oczach.

Let it last / cz. 2 ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz