Rozdział 19 Zdrajca

216 19 19
                                    


Wyruszyliśmy niedługo po tym jak ostatecznie się otrząsnęłam i ubrałam. Nie mogłam wyjść z podziwu, że faktycznie moje ciało zostało uleczone. Czułam się taka nowa, taka nieskazitelna. Jakbym posmarowała skórę kremem za sześć tysięcy, którego kiedyś pragnęłam.

Noc ku mojemu zdziwieniu była jeszcze młoda. Nie wyruszylibyśmy nigdzie, widząc, że lada moment nastanie świt. Musielibyśmy spędzić cały dzień w jaskini.

Czułam jednocześnie ekscytację i strach. Wiedziałam, że idziemy do dobrego miejsca. Wszystko na to wskazywało. Nie miałam złych przeczuć, wręcz przeciwnie. Jednak coraz bardziej denerwowałam się tym, co będzie, jak już dostaniemy to lekarstwo. Obawiałam się tego momentu.

Christopher czekał na mnie do momentu, aż powiedziałam, że jestem gotowa, aby wyruszyć. Spojrzałam na naszą willę, jakby żegnając się z nią. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. To był taki odruch bezwarunkowy. Przecież tam wracałam. Za chwilkę.

Nie może pójść tak łatwo – mówił mi głos w mojej głowie, którego starałam się przestać słuchać. Oczywiście, że pójdzie. To, co najtrudniejsze, już dawno za nami. Przecież męczymy się już tyle czasu. Zbyt długo. Zdecydowanie zbyt długo.

Chris schwycił moją dłoń, nie pozwalając, abym stawiała kroki sama. Wydawał się doskonale znać drogę, chociaż przemierzaliśmy ją tylko parę razy. Nocna aura sprzyjała naszej wyprawie. Było spokojnie i uspokajająco. Jednak każdy najmniejszy szelest, zwłaszcza te, które sama wywoływałam, przyprawiały mnie o zawał serca. Widziałam tego potwora, cały czas jego obraz pojawiał mi się przed oczami. Skoro był tutaj przedtem, czemu miałby zniknąć. Opowiadałam Chrisowi o nim po drodze. Modliłam się tylko, aby to nie było wywoływanie wilka z lasu.

– Ciekawe ile tajemnic kryje jeszcze ta wyspa? – Zastanowił się na głos, sprytnie omijając tropikalne gąszcze, prowadząc nas drogą na skróty.

– Mam nadzieję, że nie będzie mi dane poznać wszystkiego – szepnęłam cicho, nie chcąc wydawać zbyt wiele niepotrzebnych dźwięków. – Poznałam już wystarczająco, a większość ciągle jest wielką niewiadomą. Myślisz, że to te wampiry zabiły pomocników mojego ojca?

– Nie wydaje mi się – rzekł od razu, bez chwili zastanowienia. – To po prostu wampiry. Starsze, bardziej doświadczone, ale jednak wampiry. Z zapisków Racimira wynika, że to coś innego.

Racimir... Ciągle czułam dziwny ucisk w sercu, kiedy słyszałam jego imię, którym posługiwał się w czasach, o których przyszło mi się uczyć na historii. To wszystko momentami wydawało się tylko złym snem.

– Cokolwiek to było, mam nadzieję, że już umarło. A myślisz, że to te wampiry zahipnotyzowały tubylców?

– To może być akurat prawda. Mogłoby to im ujawnić polowania i wyjście z tego ich... Azylu. Chociaż nie wiem, musieli przed nimi ukrywać coś ważnego.

– Mi nie chcieli nic powiedzieć o tym potworze. Nic a nic. Aż się zdenerwował, kiedy poruszyłam jego temat.

– Każdy ma jakieś swoje tajemnice – westchnął. – No nic, nie zastanawiajmy się. Chodźmy, już blisko.

Gęsia skórka już na stałe zagościła na moim ciele, chociaż noc należała do kolejnej dusznej i upalnej.

Zaczęłam powoli rozpoznawać miejsca, koło których przechodziliśmy. Pot leciał mi z czoła i czułam jak spływa ciurkiem po plecach. Już nie byłam w stanie powiedzieć, czy to z wycieńczenia czy zestresowania. Wzięłam łyk wody z butelki, którą wzięłam z domu. Zarzuciłam małym plecaczkiem na plecy i stanęłam przed wejściem do jaskini.

Nocny OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz