Rozdział 6 Klucz do szczęścia

1.1K 89 41
                                    


– To naprawdę nie jest dobry pomysł... – Ojciec zawzięcie stawiał na swoim. Upartość odziedziczyłam chyba po nim. Dlatego też i ja nie zamierzałam się poddać.

Nieważne było, co mówił i jak bardzo usiłował mnie przekonać, że szanse na uzdrowienie Christophera są nikłe. Takie same szanse miałam, aby uwolnić go ze szpon Rady. Tam udało nam się pokonać przeciwności losu. Odzyskał swoje człowieczeństwo już raz, walcząc ze swoim wampirzym instynktem. Wiedziałam, że miał silniejszą wolę niż ktokolwiek inny.

– Nie poddam się, póki nie spróbuję. – Skrzyżowałam ramiona na piersi, zapierając się z kolei przy mojej wersji. – Proszę cię. Nie możesz mi tego zakazać. Jestem dorosła i podejmuję własne decyzje.

– Które są złe. Bardzo złe.

– W takim razie sama się chcę o tym przekonać. Jak dotarłeś do lekarstwa?

Ojciec westchnął i przygryzł nerwowo dolną wargę. Spojrzał raz na mnie, raz na Christophera, przeczesał przerzedzające się na głowie włosy.

– Lekarstw jest kilka, o pochodzeniu większości nie mam pojęcia. Obawiam się, że nikt o tym nie wie. Jedno zużyłem, po paru latach poszukiwań... – Zmarszczył brwi. – Wiem, gdzie znajduje się jeszcze jedno. Wyspy Cooka, miejsce oddalone trzydzieści godzin samolotem stąd.

– Wiem o nim. To właśnie tam chcemy się udać – wtrąciłam, na co ojciec naprężył wszystkie swoje ramiona. Poczułam przyjemne uczucie w żołądku, kiedy wspomniał o miejscu, o którym coś wiedziałam. To było to uczucie znane mi z czasów podstawówki, kiedy w podręczniku znalazłam zdjęcie ulubionego aktora i chciałam pochwalić się wszystkim koleżankom, że wiem, kim on jest.

– Spędziłem tam parę miesięcy swojego długiego życia. Nie znalazłem lekarstwa, chociaż szukałem go całymi nocami. Jest ukryte, w miejscu, o którym nikt nie mówi, nie chce wspominać. W końcu się poddałem i odnalazłem lek w Japonii. Podobno jest ukryte w dżungli, ktoś go strzeże, ale przeszedłem całą wyspę wzdłuż i wszerz, nie napotykając się na nie.

Przełknęłam ślinę. Twardy orzech do zgryzienia.

– Jak ono wygląda? Muszę wiedzieć, czego szukamy – zapytał Christopher. Ojciec spojrzał na niego, dalej nieufnie.

– To mała fiolka, iskrzy na czerwono, zwykłego człowieka ten blask by oślepił. Kształty fiolek podobno się różnią, ale to chyba najmniejszy problem. Moja ukryta była w jednej z kopalni. Wynająłem parędziesiąt osób... To znaczy, zahipnotyzowałem parędziesiąt osób, aby pomogło mi w poszukiwaniach. Bezskutecznie. Także ostrzegam was, to może być jak szukanie igły w stogu siana. Szansa na znalezienie tego jest jedna na milion.

– Jedna na milion była również szansa, że spotkam kogoś takiego, jak pana córka... – Christopher ujął moją dłoń i delikatnie ją pocałował, wywołując u mnie natychmiastowy uśmiech.

– Powiedziałbym, że to urocze, gdybyś nie był wampirem, który tylko marzy, aby wgryźć się w jej szyję. Wiem, że zaprzeczysz, ale fakty o krwiopijcach mówią same za siebie – odparł zimnym tonem, który idealnie pasował do człowieka bez emocji. – Odradzam wam to raz jeszcze. Nie dość, że znalezienie tego lekarstwa jest trudne, to jego efekty mogą was mocno rozczarować.

– Wiemy. Proszę o więcej wskazówek i tak zdajesz sobie sprawę, że się nie poddamy.

– Wskazówek, wskazówek... – Gwałtownie ruszył swoim ciałem, jakby ktoś uderzył go znienacka w bok. – Nie poprowadzę was za łapki od punktu a do punktu b, bo sam go nie znalazłem. Jedyne, co mogę wam dać to...

Nocny OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz