Rozdział 12 Czysta radość

619 40 14
                                    

Do domu wróciliśmy, zanim nadszedł świt. Lekko zdenerwowani, zmęczeni (przynajmniej ja) zakończyliśmy pierwszy dzień wędrówki bez niczego nowego. Za wyjątkiem moich paru otarć i jednej dłuższej, lecz niegłębokiej rany.

Widziałam, jaki Christopher był zawiedziony. Zaciskał mocno pięści, byłam pewna, że gdyby tylko mógł, rozszarpałby coś w drobny mak, aby dać upust swoim emocjom. Wiedzieliśmy, że minie sporo czasu, nim znajdziemy chociaż najmniejszą wskazówkę odnośnie lekarstwa, a chyba oboje byliśmy w gorącej wodzie kąpani i cierpliwość nigdy nie była naszą mocną stroną.

Wymieniliśmy tylko szybkie pocałunki i Chris schował się w swoim azylu, chroniąc się skutecznie przed światłem. Ja natomiast wzięłam szybki, chłodny prysznic. Temperatura była strasznie wysoka, nawet w nocy, więc nic nie sprawiło mi takiej radości, jak kilkanaście kropel zimnej wody. Siedziałam pod tym prysznicem – bardzo pięknym, muszę przyznać, z widokiem na rozciągającą się dalej dżunglę. Moja irytacja znikała na równi z każdymi kolejnymi kroplami, ginącymi w odpływie.

Nie lubiłam niepowodzeń. Nie lubiłam, kiedy coś nie szło po mojej myśli, a tamten dzień był jednym z takich, które wolałam powtórzyć jeszcze raz. Tylko pytanie, co innego bym zrobiła? Poszła w drugą stronę? Szukała czegoś innego, tak naprawdę nie zmieniając nic, bo nie wiedziałam, czego szukam?

Przetarłam leniwie oczy, czując coraz bardziej moją senność i zmęczenie. Było już po piątej nad ranem. Kiedy to sobie uświadomiłam, oczy jeszcze bardziej zaczęły mi się kleić. Szybko zakończyłam prysznic i doprowadziwszy się do ładu i składu, ruszyłam w kierunku sypialni.

To ogromne łoże z baldachimem wydawało się takie puste i nijakie, kiedy nie leżał w nim Christopher. Przystanęłam na chwilę, wyobrażając sobie, że zamiast rozmierzwionej pościeli, widzę go, szarmancko uśmiechającego się i wystawiającego do mnie ramiona, zapraszając mnie do siebie, aby mnie objąć i zasnąć razem. Westchnęłam głęboko, kiedy przypomniałam sobie, że o tym zasypianiu mogłam póki co pomarzyć. Mogło to się odwlekać w nieskończoność, zważywszy, że nasze poszukiwania poszły na marne i straciliśmy cenne godziny.

Obawiałam się, że myśli będą targały mój umysł i nie zasnę, jednak ku mojemu zdziwieniu, sen nadszedł szybko i był niezwykle spokojny i regenerujący moje strzaskane nerwy. Wiedziałam, że muszę mieć sporo siły. Następnej nocy kolejne poszukiwanie. Kolejna szansa na wygraną albo na porażkę.

***

Nie obudziły mnie klaksony samochodów ani uderzanie kropel deszczu o okno. Powiedziałabym, że przebudziły mnie promienie porannego słońca, ale było grubo po południu. A obudziły mnie drące się papugi, które ulokowały się na balustradzie od balkonu.

Wyobrażałam sobie siebie w momencie podniesienia się na łóżku. Włosy wyglądały pewnie jak gniazdo, w którym te krzykacze mogłyby mieszkać, miałam zmarszczone czoło i naburmuszony wyraz twarzy. Nie powinnam wstawać w złym nastroju, zwłaszcza w tak pięknym miejscu, ale nie miałam wyboru. Ciągle plułam sobie w brodę za wczorajszy dzień, a mój spokojny sen przerwały głupie, ale niezwykle piękne papugi. Rzuciłabym w nie kokosem, gdyby palma nie była tak daleko ode mnie. W tamtym momencie to ja chciałam coś zniszczyć, tak jak mógł to chcieć zrobić Chris przed porankiem.

Jedyne, o czym marzyłam to o nim przy moim boku, zapewniającym, że wszystko będzie dobrze. Mogłam się łudzić, ale naprawdę tego potrzebowałam.

Ubrałam się w zwiewną niebieską sukienkę w kwiatki, jednocześnie marudząc pod nosem i chęcią podziwiania tych przepięknych, rajskich krajobrazów.

Ten dom wydawał się niezwykle pusty, kiedy byłam w nim sama. Wiedziałam, że Chris też tam jest, ale nie stał koło mnie, nie czułam jego obecności. Marzyłam tylko o tym, aby to przy nim kroić te rajskie papaje i inne tropikalne owoce i z nim jeść sałatkę, a nie wpatrując się w ścianę. Pocieszało mnie to, że jeszcze parę godzin i znowu go zobaczę.

Nocny OddechOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz