Pov: George
"Nie mogę znaleźć kabla od gitary." mruknąłem, krzątając się po pomieszczeniu.
"Spoko, jak znajde oddam ci jutro." odpowiedział Wilbur, nie odrywając wzroku od swojej komórki.
"Mieliśmy jeszcze przećwiczyć One day przed koncertem." powiedziałem rozglądając się jeszcze raz po kątach.
"Najwyżej weźmiesz jedną z moich gitar." zaproponował.
Pomieszczenie nie było duże, było zawalone instrumentami, kablami, statywami do mikrofonów i pod oknem stała jedna czerwona sofa. Ściany były w odcieniach beżu, zdobiły je przeróżne płyty i plakaty muzyczne.
"Ugh, posprzątaj tu jutro chociaż." pokiwałem głową, opadając na kanapę koło niego.
"Cztery godziny temu mówiłeś, że pójdziesz do domu o dwudziestej drugiej."
"Co?" powiedział zerkając na srebrny zegarek widniejący na jego ręce. "Cholera już dwudziesta trzecia."
"Możesz pozostać u mnie." powiedział, finalnie odrywając wzrok od telefonu.
"Nie, dzięki, wrócę do siebie. Dozobaczenia jutro." powiedziałem biorąc kurtke z wieszaka stojącego w rogu małego pokoju, opuszczając pomieszczenie.
Wziąłem swoją deskorolke, która stała przy drzwiach, odkluczając drzwi.
"Pa!" usłyszałem, przy czym zamknąłem za sobą drzwi. Dźwięk, które wydały rozległ się echem po klatce schodowej.
Zjechałem windą wierzowca na parter i opóściłem budynek. Spodziewałem się fali zimna, lecz było ciepło jak na Nowo Yorskie noce.
Schowałem telefon do kieszeni i wjechałem deskorolką na asfalt, ponieważ o tej godzinie jest tu dość pusto. Ruch zaczyna się od drugiej rano przeważnie.
Często jeździłem deskorolką do Wilbura, ponieważ u niego zostawiałem gitarę, więc nie musiałem się martwić o dodatkowy ciężar. Ten typ transportu wydawał mi się przyjemniejszy.
Mijałem pojedyńcze grupki znajomych, jedna przykuła bardziej moją uwage. Był tam jakiś blond chłopak, niższy od niego brunet, wyższy szatyn, kolejny niższy brunet i jakaś dziewczyna w blond włosach, związane w wysokiego kitka. Koło niej była jeszcze jedna dziewczyna w również blond kitku, była troche niższa.
Wiecie dlaczego przykuli moją uwagę?
Dlatego że blondyn się wywalił. Na łeb.
Stało się to naprawde szybko, jeden z niższych brunetów zwolnił, przez co blondyn na niego wjechał, wywalając się na asfalt.
"Sapnap, kurwa!" krzyknął blondyn wstawając powoli z ulicy.
Postanowiłem podejść, wiedząc, że moje wyrzuty sumienia umieją dać w kość.
No wyrzutem sumienia to mogłobyć to, że podszedłem.
"Hej, pomóc wam?" spytałem schodząc z deskorolki.
Chłopak o blond włosach obrócił głowe w moją strone, przez co zobaczyłem jego stan. Jego włosy opadały pojedynczymi pasmami na jego twarz, nos był we krwi a brew rozcięta
"Zadzwonisz po karetke? Nie mamy telefonów." spytał wysoki brunet
"Jasne." powiedziałem i wyjąłem telefon wybierając numer pogotowia.
Wyjaśniłem sytuacje i podałem ulicę. Pierwsze co to kazali mi ułożyć mu prawidłowo głowę, by powstrzymać mocniejszy krwotok.
"Weźmy go na chodnik." powiedziałem chowając telefon do tylniej kieszeni, przełanczając karetkę na głosnik. Wraz z ich poleceniem podszedłem do blondyna, kucając koło niego. Złożyłem jedną ze swoich rąk na jego podbródku, a drugą na płacie czołowym. Skierowałem mu jego głowę ku dole, czując, jak jego neonowe, ciężkie, zielone oczy wbijają się w moją skórę.
![](https://img.wattpad.com/cover/278282038-288-k947568.jpg)
CZYTASZ
Sometimes • Dreamnotfound
FanfictionDwie inne drogi nałożyły się na siebie. To nasze drogi, lecz to zwykły przypadek. ~~~ ⚠️ - Nie przewiduje 18+, ponieważ ciężko mi to pisać, przepraszam :) - Przekleństwa - Ataki paniki - Używki, narkotyki - Krew, okaleczanie się ⚠️ Dziękuje za to, ż...