Rozdział Sześćdziesiąty Czwarty - Tonące w chłodnym błękicie srebro

347 47 17
                                    

Nie jestem w stanie opisać jak wiele zawdzięczam waszemu zaangażowaniu. Cudownym artom jakie dostawałam (nie mogę wyjść z podziwu, jak wielu utalentowanych artystów było, bądź jest wśród czytelników mojej dawnej odskoczni) tak bardzo chciałabym je tutaj zamieścić ale nie mam zgody autorów!qwq
oraz ciepłym słowom, które raz po raz motywowały mnie do choćby podjęcia walki o powrót.
Specjalne podziękowania, należą się DiDzi, matce chrzestnej mojej historii, bo gdyby nie jej wkład i zaangażowanie mogłabym nigdy już tutaj nie wrócić. (Proszę o brawa dla niej)
Nowe rozdziały będę się starała pisać w miarę często, ale nim wbije się w rytm proszę miejcie odrobinę wyrozumiałości.
Z ciepłymi pozdrowieniami FrozenRoseBerry.

~~~

Duch studni miał wiele racji, nawet jeśli Shi Shuan nie chciał tego przyznać wciąż niemal w stu procentach zgadzał się z jego pesymistycznym poglądem. Dlatego słowa tłumu tym bardziej go dotknęły. Sytuacja była ciężka, nie popierał metod Shen Yuana jednak jednocześnie wciąż nie uważał, że należało mu się tak srogie określenie. Mimo wszystko ich uratował! Mogli zachować niepochlebne komentarze do czasu gdy nie będzie przy nich demona.

- Chodźmy stąd - Powiedział ściszając głos na tyle by jedynie brunet był w stanie je wyłapać. Błękitne oczy spojrzały na niego chłodno, gdy przyglądający się im tłumik ludzi w końcu zaczął opuszczać salę.

- Przejmowanie się tym nie ma sensu - Westchnął duch studni, pozwalając sobie na opuszczenie ciała Byakko. Jego płomień lekko trzasnął.

"Wiem o tym, doskonale o tym wiem!" - Zaprotestował w myślach, wciąż nie znajdując siły by wydusić z siebie coś więcej. Czerwona kałuża wokół jego stóp wcale nie pomagała zebrać myśli! Mimo że wcześniej chciał wyjść z tego miejsca nie mógł teraz poruszyć nogami po raz kolejny zostając więźniem własnego strachu i obrzydzenia.

Obserwujący to wszystko demon w końcu zdecydował się na pierwszy ruch, udając się w stronę drzwi które teraz otwarte były na oścież. Zostało z nimi jeszcze kilka osób. Głównie tych przerażonych, nie umiejących poruszać się po zwłokach oraz najbliższa rodzina rozprutej kobiety. Powoli zaczynała stracić świadomość. Nie pozostało więc dużo czasu by ją uratować, mimo tego zespół medyków robił co mógł by chociaż dać jej te minimalną szansę. Samo patrzenie na to było zbyt bolesne, nic więc dziwnego, że nie wytrzymujący napięcia blondyn znalazł w sobie siłe aby wyjść z pomieszczenia.

Po tym wszystkim nawet trudniej było mu rozpocząć jakąkolwiek rozmowę. Cisza panująca między nimi stała się kolejną wymówką by po raz kolejny zamknąć oczy i pogrążyć się we śnie. Jak długo wszyscy wokół niego będą umierać?

Jakby długo to nie trwało, tak karma zawsze upomni się o swoje żniwo. Jeszcze tego samego dnia wieczorem po raz kolejny zmuszeni byli uciekać ścigani przez tłum, którym nie w smak było mordowanie ludzi, nawet jeśli byli oni groźnymi bandytami. Zabijanie domagających się "sprawiedliwości" nie wchodziło w rachubę. Słaby psychicznie Byakko nie wytrzymałby kolejnego widoku martwych ciał, a dodatkowo jedynie by to ich spowolniło. Góra Kuqi nie znajdowała się daleko, wystarczyło tylko że przebedą przesmyk stanowiący niejako umowną granicę miedzy częścią podgórskiej wioski, a samą górą.

- Możemy zwolnić? - Zapytał Byakko, mimowolnie stając i łapiąc dech. Jego ciało wciąż nie wykurowało się z choroby, sprawiając że każdy większy wysiłek kończył się niemal chwilową utratą przytomności. Nie inaczej było i tym razem, łapiące go co chwila zawroty głowy i fale gorąca tylko utrudniały już i tak wystarczająco trudną przeprawe.

Jak Zostałem Bogiem? | BL NovelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz