Rozdział Sześćdziesiąty Trzeci - Li Lu kobieta o złotych strunach część 2

494 64 5
                                    

Wedle wypowiedzianych słów, następnego dnia cała gospoda aż huczała od przygotowań. Znamienici goście mieli pojawić się tuż przed obiadem, więc by ze wszystkim zdarzyć, cała obsługa pracowała w pocie czoła już od szóstej rano. Co chwilę słychać było jakiś nieznośny stukot. Powtarzające się hałasy przyprawiały człowieka o bezsenność. Byakko podniósł głowę i spojrzał zarówno na drzwi, jak i po chwili na okno. Było bardzo wcześnie, słońce ledwo wzeszło na niebie, przebijając się    karmazynowo-złotym blaskiem poprzez chmury. Zmęczony mężczyzna westchnął. Jedyną osobą, która również nie spała był duch studni, który od jakiegoś czasu obracał się w fotelu w dłoni niewielką książkę, z całą pewnością jego również irytowały te stukoty.

- Jeśli do godziny nie przestaną, przysięgam że wyjdę i wybije wszystkich co do jednego - Warknął pod nosem wściekle.

- I ja ci chyba w tym pomogę - Jasnowłosy, próbował uderzyć głową o poduszkę, jednak przez swój pech zamiast tego rozległ się głuchy dźwięk uderzenia o drewnianą ramę.
Ognik parsknął śmiechem.
Mężczyźnie jednak wcale nie było do śmiechu, zwłaszcza gdy pulsujący ból, jedynie powiększył dziwne kłujące uczucie w okolicy skroni. Bardziej zrezygnowany owinął głowę poduszką.

- To nie jest śmieszne - Wymamrotał ledwo słyszalnie, czując w tej samej chwili jak coś miażdży jego plecy.
Dopiero, wtedy pokusił się do spojrzenia za siebie, jednak z całą pewnością nie spodziewał się siedzącego tam ognika.

- Skoro już nie śpisz to przynajmniej dotrzymaj mi towarzystwa.

- Ha?! - Spojrzał na niego zmęczony. Już niemal mógł poczuć, jak pod jego oczami pojawiają się wory. Nie spał normalnie od kilku dni, a dodatkowo czuł się obolały jak nigdy wcześniej. Jaki więc był sens odpuszczenia sobie snu?!
- Jestem zmęczony daj mi spać - Burknął krótko.

- Nie rozumiałem nigdy co niby jest takiego w spaniu, że ludzie po przebudzeniu mają problem z funkcjonowaniem. To tak jak z alkoholem? - Jego wzrok powędrował na poduszkę pod którą ponownie skrył się Byakko - Coś w stylu kaca?

- Tak, więc jeśli zaraz nie przestaniesz to obiecuje, że gdy tylko się schlejesz nie przytrzymam ci włosów gdy będziesz wymiotować - Rzucił oschle.

- Możecie się przymknąć? - Kolejny, tym razem bardziej zirytowany głos dołączył do rozmowy. Przecierając dłonią skroń usadowił się na skraju łóżka.

- Któż to się obudził, przepraszamy jaśnie pana - Sarkastyczny ton głosu ducha, wcale się nie zmienił, tak samo jak jego pozycja. Wciąż siedział na Byakko niczym na wygodnym krześle, pozwalając sobie nawet założyć nogę na nogę.

Shi Shuan czuł jak jego głowa jest rozsadzana od środka. Jednak znajdując w sobie siłę szybkim ruchem zrzucił ducha z pleców, pozwalając by ten niemalże wpadł na zaspanego demona, wywołując mały chaos. Jego jednak to nie obchodziło, stukot na koryatrzu ucichł, więc zostało mu niewiele czasu by ponownie pogrążyć się we śnie.

~~~

Następnym razem gdy się obudził, było już znacznie później. Słońce już dawno było wysoko w zenicie. Spał wyjątkowo długo, ale tylko dzięki temu w końcu ból zniknął, podobnie zresztą jak duch studni i demon, których nie było już w pokoju. To z całą pewnością było dziwne.
Szybkim ruchem przeczesał poplątane włosy i po skróconej porannej rutynie ruszył, by ich poszukać, nawet jeśli nie wiedział od czego zacząć.
Nie planował również krzyczeć na całą gospodę, krzywe spojrzenia wszystkich wokoło nie były tutaj do niczego potrzebne. Chociaż z każdą minutą czuł  jak różne myśli zalewają jego głowę. Żadna z nich nie przedstawiała dobrego scenariusza.
Rozejrzał się dokładnie. Sala pełna krzeseł i stolików świeciła pustkami, ani żywej duszy.

Jak Zostałem Bogiem? | BL NovelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz