Rozdział Czterdziesty Szósty - Ryzyko lepsze niż śmierć

369 61 5
                                    

W końcu jego własne wymysły zaczęły go drażnić. Chcąc pozbyć się dotyku, przekrzywił głowę kilka razy nią obracając, bo w końcu nie miał wolnej ręki, która pomogłaby mu uderzyć się w twarz. Jaka szkoda.
Niespodziewanie jednak rozległ się warkot. Dość blisko, bo nie dalej niż dwa metry. W tym momencie niemal wszystkie włosy Shi Shuana stanęły dęba. Czy do dalej była jego wyobraźnia?
Pomruk, który wcześniej mężczyzna wziął za warkot ponownie się powtórzył. Dwa razy ten sam dźwięk? Co raz bardziej zaczynał wierzyć w dźwięki dokoła niego. Dopiero teraz przysłuchując się uważniej, usłyszał kolejne. Wyglądało na to, że w pomieszczeniu znajdowało się co najmniej kilka zwierząt, które Shi Shuan miał nadzieję, by były wegetarianami.
Kolejny szmer, tym razem ledwo słyszalny dobiegł z drugiego końca sali. Czyżby to ten mężczyzna wrócił tutaj z powrotem?

- Co to za miejsce? - Zapytał najciszej jak mógł, tak by nie przykuć zbytniej uwagi, jednak nikt mi nie odpowiedział. Może tym razem to również było zwierzę?

Niespodziewanie, kolejny dotyk niemal przyprawił go o zawał serca. Tym razem był niemal zupełnie zimny. Mimo zasłoniętych oczu, mimowolnie mocniej je ścisnął, licząc, że uchroni go to przed zagrożeniem. W końcu co innego mu pozostało?
Chwilę później poczuł, jak rozluźniony materiał upadł mu na kolana.
Z początku nieśmiało otworzył oczy. Nieprzyzwyczajone źrenice niemal natychmiast rozmyły mu obraz, by po niedługim czasie dostrzec przed sobą jeden z najmniej spodziewanych widoków. Mały czarny duszek, wpartrywał się w niego swoimi okrągłymi oczkami.

- Mój boże - Wypalił bez zastanowienia wypuszczając powietrze z płuc - Co ty tu maluchu robisz?

Znajome pomruki czegoś na granicy papugi i kota wydawały się brzmieć w tym momencie nad wyraz przyjaźnie.
Dopiero teraz miał szanse się rozejrzeć.
Znajdował się w dość sporym pokoju, przypominającym kształtem sześciokąt, gdzie w każdym z rogów znajdowały się... Na prawdę ciężko było to opisać. Właściwie widział w tym jedynie kilka kształtów, które co jakiś czas poruszały się wydając te dziwne dźwięki. Jedno ze  stworzeń, które było najbliżej niego miało skrzydła, tułów przypominający konia, nogi z całą pewnością lwa, a cóż  pysk? Tego niestety nie widział, gdy puchaty ogon co jakiś czas szmyrał przed jego oczami ocierając się o jego policzek. Aby nie zwariować, po raz kolejny wciągnął na dłuższy czas powietrze.
Ku jego szczęściu,  te dziwaczne cuda natury były pozamykane w klatkach o dużych mosiężnych kratach. Z całą pewnością nie byłoby tak łatwo zniszczyć coś tak solidnego.
Oddychając z ulgą jego wzrok ponownie wrócił w stronę duszka, którego już tam nie było. Dopiero spoglądając nad siebie, dostrzegł jak dymek uparcie siłuje się z materiałem na jego nadgarstku, który został przymocowany niewielkim łańcuchem do czegoś przypominającego duży szakręcony spiralnie hak.
W jednej chwili przypomniały mu się dosłownie wszystkie najgorsze horrory w których nabijano i rozcinano ludzi na hakach. Czemu w takich chwilach nie można panować nad swoimi myślami?! Nikt nie chce przecież w takich sytuacjach widzieć samego siebie w miejscu postaci z Dead by Daylight, siłą nabijanych przez morderce na ostrze, tak by ich własny ciężar powoli rozcinał skórę i mięso w środku!

Przez taką wizję, zaczął nawet bardziej dopingować duszka. "Uda ci się mały, jeszcze trochę!" - Mówił sobie w myślach, licząc,  że tak nie ściągnie na siebie niepotrzebnej uwagi zarówno zwierząt, jak i ich pana. Dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że nie miało to najmniejszego sensu.

- Potrzebujesz czegoś ostrzejszego - Wyszeptał, na co dymek odwrócił się w jego stronę, jakby uważnie słuchał - Właśnie! Gdzie twój pan? Przyprowadź go - Rzucił pośpoesznie, na co jednak nie uzyskał żadnej reakcji. Nie rozumiał go?

- Twój pan - Powiedział, starając się naśladować w najlepszy znany sobie sposób minę demona. Naprężył wszystkie mięśnie twarzy, pozostawiając luzem jedynie usta, które wygiął z kolei w coś na wzór nieudanego łuku. Jedynie swoje oczy pozostawił naturalne. Czy to z lenistwa, czy zwyczajnie zapomniał w swoim dziwacznym teatrzyku. Niestety jednak efekt nie przyniosł żadnego rezultatu, no przynajmniej poza dziwnym "śmiechem" małego ducha.

- Nie wyszło przecież tak źle... - Mruknął pod nosem. Najwyraźniej musiał znaleźć inny sposób na przekazanie czarnemu duszkowi informacji.
Czy jednak istniał jakikolwiek poza słowami i nie do końca udanymi kalamburami?

- Shen Yuan - Dalej próbował. Tym razem stworzonko wydawało się jakby więcej rozumieć, co przedwcześnie ucieszyło Byakko - Idź do Shen Yuana.

Rozległ się kolejny, tym razem głośniejszy pomruk połączony z ziewnięciem. Zbyt głośny ton mężczyzny, obudził śpiącego obok zwierza o wężowej głowie i lisim tłowiu, który przeciągając się rozleniwienie, uderzył twardym opancerzonym ogonem w mosiężne kraty. Jego klatka była z całą pewnością na niego za mała!
W jednej chwili do jego głowy wpadł chyba najgorszy, najbardziej szalony pomysł na jaki tylko mógł wpaść, będąc zamknięty i skrępowany w pokoju z ogromnymi zwierzętami.

- No dalej, cholerny ty mały! - Mówił, uderzając podeszwą w klatkę. Już wcześniej rzuciły mu się w oczy rysy zrobione na zewnątrz prętów. Hak, na który był skazany nie wyglądał na nowy, rdza sięgała już niemal do samego łańcucha na którym się znajdował. Być może, jeśli tylko spróbowałby odpowiednio go rozhuśtać...

Duszek jakby rozumiejąc, jak bardzo głupie było to posunięcie, albo zwyczajnie wystraszony nagłym jazgotem bestii, schował się zza Shi Shuanem, trzęsąc się ze strachu.

Zwierzę jeszcze bardziej zirytowane zaczęło miotać się w małej klatce, próbując dosięgnąć łapą mężczyzny, który bujał właśnie hakiem w przód i w tył.
Taki hałas z całą pewnością przykuje uwagę tego mężczyzny, jednak wciąż warto było próbować!
W końcu, rozwścieczona bestia chwyciła za hak, przyciskając go do klatki, spora strużka krwi zaczęła ściekać po dłoni Byakko, jednak nawet mimo tego nie wydobył z siebie dźwięku, czekając aż w końcu rozzłoszczone zwierzę wielkości przeciętnego konia wyścigowego w złości chwyci zębami za fragment metalu. Gdy to nastąpiło, niemal natychmiast pojawiła się na nim szeroka szrama, która poszerzała się z każdym uderzeniem o mosiężne kraty, by w końcu w akompaniamencie głuchego dźwięku, upaść na kamienną posadzkę.
Teraz ręce Shi Shuana ograniczał jedynie ten cholerny materiał!

- Szybko - Rzucił, chwytając duszka w swoje ręce, po czym czym prędzej udał się do drzwi. Z początku miał plan wywarzyć je, jednak gdy po naciśnięciu na nie z większą siłą, odskoczyły jak kauczukowa piłeczka niemal wybuchnął głośnym śmiechem.
- Teraz tylko znaleźć to cholerne wyjście - Powiedział, wchodząc  do czysto białego korytarza.

---

Jak mija wam piątek?

Jak Zostałem Bogiem? | BL NovelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz